Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 187.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   179   —

Dotknął ręką dzwonka, wzywając służącego.
— Trzeba się przedewszystkiem posilić, — rzekł z wymuszonym uśmiechem.
Służący właśnie wchodził. Jacek zatrzymał go we drzwiach skinieniem dłoni.
— Przygotuj nam śniadanie i poproś posłów z Księżyca, żeby tu do mnie przyszli...
Po odejściu lokaja Nyanatiloka podniósł oczy na Jacka.
— Jak zamyślasz postąpić wobec tych wieści o przyjacielu twoim Marku?
Jacek tak już był przyzwyczajony, że ten niepojęty człowiek myśli jego czyta, nim w słowach się pojawią, iż nie zdziwił się nawet, skąd może wiedzieć o wydarzeniach ostatnich tygodni. Wzruszył tylko ramionami i rozłożył ręce szeroko.
— Nie wiem jeszcze. Podejrzani mi są ci karzełkowie. Zdaje mi się, że trzeba będzie nowy wóz zbudować i jechać na Księżyc...
Błysnęła mu jakaś myśl. Urwał i spojrzał na Nyanatilokę.
— Słuchaj, przecież ty byś mi mógł powiedzieć, co się z Markiem dzieje...
»Bikhu« potrząsnął głową przecząco.
— Nie wiem. Mówiłem ci już raz, bracie, że wola ludzka nie posiada granic w swojem działaniu, ale wiedza jest ograniczona i świadomość nie wszędzie dotrzeć zdoła. Zasady poznaje najgłębsze, lecz wiele szczegółów jest przed nią zakrytych, bo z obcych wynikają źródeł.
— A jednak wiesz zazwyczaj, co ja myślę.
— Gdy mówisz do mnie myślami, wiem. Uderzasz mimowoli myślami ducha mojego.
Położył dłoń na jego ramieniu.
— Dajmy temu jednak pokój w tej chwili. Sam mówiłeś, że jesteś znużony...
Jacek uczuł, że nagle pod wzrokiem buddysty myśli poczynają mu się mieszać i coś, jakby dziwnie słodka, obezwła-