Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 285.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Muszę, — szepnęła, spuszczając głowę, ale nie poruszyła się z miejsca. Twarz miała bolesną — lecz cichą, jak niegdyś, dawniej, kiedy to długie godziny tutaj ze Zwycięzcą spędzała, słuchając słów jego przedziwnych o Ziemi, o gwiazdach...
— Co tobie jest? — ozwał się Marek po chwili głosem cichym i miękkim, jakby w obawie, aby jej głośniejszem nie spłoszyć słowem.
Nic nie odpowiedziała, jeno ramiona zadrżały jej nagle, a u rzęs zawisły dwie duże łzy, opadając zwolna na pobladłe policzki.
Marek ujął ją za rękę i pociągnął lekko ku sobie. Nie opierała mu się i usiadła na wskazanej ławce kamiennej. On teraz rzucił się zwyczajem swoim na posadzkę i wsparłszy brodę na dłoniach, patrzył jej długo w oczy. Wytrzymywała przez pewien czas wzrok jego, tylko źrenice robiły jej się mętne i jakby przygasłe. Wreszcie spuściła powieki.
— Ihezal, — zaczął Zwycięzca, — czemu ty mnie teraz unikasz? Tak mi ciebie potrzeba...
Wzruszyła nieznacznie ramionami.
A on mówił dalej:
— Niegdyś byłaś przy mnie, jak ptak, który siada na ramieniu, złoty i rajski a niepłochliwy. Miałem cię blizko i dość mi było rękę wyciągnąć...
Wzniosła na niego smutne oczy.
— Czemuś ręki nie wyciągnął wtedy. Zwycięzco?
— Nie wiem, nie wiem! Może nie było mi jeszcze tak źle, może jeszcze tak samotny nie byłem... Dzisiaj przed niechętnymi sobie muszę udawać silnego, przed przyjaciółmi zapierać się muszę swego człowieczeństwa, a przecież, chociaż na dalekiej Ziemi zrodzony, choć większy od was wzrostem i myślą, jestem taki sam człowiek, jak wy, i sam jestem, sam, sam! Ihezal, bądź ty ze mną!
— Za późno, — rzekła bezdźwięcznie, — za późno. Mogłeś mnie wtedy mieć i na wieczność. A teraz ja już jestem tak