Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 266.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na wiatr żaglami. Malahuda, stojąc podle stosu płonącego, liczył je z dala... Cień padł mu na czoło i usta drgnęły niepokojem.
Zstąpił ze wzgórza drogą okólną i zeszedł na brzeg, gdzie morze wrzynało się w ląd płytką zatoką.
Z sań spostrzeżono snadź ogień i domyślono się, co ma ten stos o tak wczesnej porze oznaczać, bo wkrótce zaczęły one zataczać szeroki łuk i wjeżdżać, zwolniwszy pędu, w zakrytą od wiatru zatokę. Przy brzegu zwijano pospiesznie żagle, hamując jednocześnie sanie rzuconemi pod płozy łańcuchami.
Z pierwszych sań, które znacznie wcześniej od innych osadziły się przy lądzie, wyskoczył z pod skórzanego dachu Anasz. Malahuda podbiegł żywo ku niemu.
— Zwycięzca?
— Jest z nami. Oto te sanie środkowe...
— A reszta? Tamci pierwsi i Jeret?
— Zostali.
— Żywi?
— Tak. Choć legło wielu. Żywi zostali załogami w zdobytym kraju na równinach... I ja tam rychło powrócę.
W tej chwili i markowe sanie osadziły się na miejscu, ryjąc przodem okutych płóz szeroką brózdę w nadbrzeżnym śniegu. Żołnierze zaczęli wyskakiwać z pod skórzanych nakryć i wznosić radosne okrzyki. Wreszcie wyszedł i Marek. Spostrzegłszy Malahudę, rzucił się żywo ku niemu.
— Starcze, szukać cię wszędy kazałem...
Były arcykapłan dał znak ręką.
— Pomówimy teraz. Wcześniej nie było można. Każ, panie, tym ludziom jechać wprost do miasta, dopóki lód przed wschodem trzyma. Ciebie później łodzią odeślę.
Marek wydał Anaszowi odpowiedni rozkaz i patrzył jeszcze, stojąc obok Malahudy, jak sanie, powstrzymane w biegu, zaczęły na nowo żagle rozwijać i rozsypywać się szerokiem półkolem do dalszej drogi. W pewnej chwili przyszło mu na myśl, że ci ludzie zobaczą pierwej niż on złotowłosą Ihezal, która