Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 253.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mówisz tak do mnie, abyś sama słowa swoje słyszała, bo czujesz, że jesteś niczem wobec mnie...
Ihezal zbliżyła się zwolna do potwora i jąwszy ułomek laski, porzucony gdzieś w kącie, zamierzyła się chcąc go w twarz uderzyć. Szern nie drgnął nawet. Rozwarł tylko szeroko czworo swoich krwawych oczu, do czterech nieruchomych ogni w tej chwili podobnych.
Ihezal opuściła rękę bezwładnie.
— Awij! Awij! — krzyknęła mimowolnie.
Cofnęła się w głąb, krzyżując ręce na piersiach.
— Ziomkowie twoi napadli nasz kraj, — rzekła po chwili zgoła niespodziewanie.
Szern nie okazał zdziwienia ani radości. Milczał przez pewien czas.
— Zawcześnie, — ozwał się wreszcie. — Jeszcze nie nadeszła pora...
Dalsze słowa przerwało mu wejście posłańców arcykapłana.
Weszło ich do celi sześciu, chłopów rosłych i tępych, którzy minąwszy Ihezal, jakby jej nie widzieli, zbliżyli się wprost do więźnia, zarzucając mu pętle na uwolnione z okuć dłonie. Po dwóch trzymało sznury z każdej strony; dwaj pozostali poczęli żywo rozkuwać żelaza i otwierać kłódki, przywierające szerna do kamiennej ściany.
— Co robicie! — krzyknęła Ihezal.
Nie odpowiedzieli jej wcale, jeno targnęli uwolnionego więźnia i pociągnęli na linach za sobą ku górze. Ihezal poszła zwolna za nimi.
W pośrodku świątyni na tronie arcykapłańskim siedział Elem w całej okazałości uroczystych, klejnotami wszelkimi błyszczących szat. Otaczali go kołem dostojnicy miasta i stolicy. Zebrani byli wszyscy, jakby na roki lub gody, lecz wzrok ich, mimo zewnętrzną powagę, biegał co chwilę niespokojnie ku wrotom świątyni i znać było, iż najlżejszy szelest ich straszy. Gdy szerna przyprowadzono, patrzyli na niego, jak gdyby oni