Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 242.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

napotykanemi gromadami, które po jednej lub dwóch salwach szybko się rozpraszały. Pierwobylcy widocznie, krwawem nauczeni doświadczeniem, nie ufali swym siłom w pustym i odkrytym kraju. W żołnierzy wstępował duch wesoły. Cieszyli się, przeczuwając (Marek bowiem tego nie mówił), że idą do domów i będą mogli odpocząć po niesłychanym trudzie. Jeret tylko patrzał przed siebie ponuro i unikał coraz więcej widoku Zwycięzcy.
O pewnej godzinie popołudniowej, kiedy wchodzili już na rozległe równiny, Marek zbliżył się do niego na postoju. Nie mówili dawno z sobą, to też Jeret drgnął, kiedy usłyszał niespodziewanie głos Zwycięzcy.
— Jeret, — rzekł on, — chciałem się z tobą naradzić...
— Jestem tu, panie, aby słuchać twoich rozkazów.
Marek skinął na niego i wyszli obaj poza obóz na małą wyniosłość ponad płynącą leniwie rzeczułkę. Widać stąd było nieliczne namioty (resztę ich w walkach utracono bezpowrotnie) i krzątających się dookoła nich żołnierzy. Obdarci byli i słońcem opaleni; na wychudłych ich twarzach rysowały się wyraźnie ślady przebytych trudów. Poruszali się jednak żywo, znosząc wodę w wiadrach na uwarzenie strawy, — straże obchodziły obóz miarowym krokiem z bronią na ramieniu. Marek patrzył przez pewien czas w milczeniu na ten stopniały do połowy zastęp wiernych swoich towarzyszów, aż naraz zwrócił się do Jereta z zapytaniem:
— Co myślisz o tych ludziach?
— Byliśmy ci wszyscy wierni i spełniliśmy, co leżało w naszej mocy, Zwycięzco...
— Dlaczego nazywasz mnie ciągle »Zwycięzcą«? — zauważył Marek.
Jeret nie odrzekł ani słowa. Więc Marek zapytał znowu po chwili:
— A o mnie co myślisz?