Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 131.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tle, białe, umęczone dłonie, straszliwe przez swą bezwładną nieruchomość...
Marek patrzył na niego długo w milczeniu. Nie umiał sobie zdać sprawy, po co tutaj przyszedł, — po co zachodził tu wogóle — do tej kaźni i do więźnia, którego męka nieuchronna budziła w nim uczucie bolesnej odrazy... A przecież ciągnęła go tutaj jakaś nieprzeparta moc, jakby urok zły, przez dziwnego potwora na niego rzucony. Stokroć powtarzał sobie, kiedy z niesmakiem loch opuszczał, że już tu więcej nie powróci, — i wchodził znowu wkrótce, wynajdując sobie błahe pozory, albo udając, że chce z szerna wydobyć jakieś wiadomości, z którychby mógł skorzystać w zamierzonej wyprawie...
Szern na pytania odpowiadał mu rzadko, a nigdy już nie wypowiedział żadnego słowa, któreby dla Zwycięzcy mogło mieć jakieś znacznie. Czasami nie mówił wcale. I teraz, gdy Marek się do niego odezwał, nie poruszył się nawet, zupełnie jakby nie słyszał rzuconego mu obojętnego pytania. Po pewnym czasie jeno białe jego fosforyzujące czoło zaszło mętno-siną barwą, przez którą przeświecać poczęły szybko następujące po sobie błyski, całe gamy barw, roztapiające się chwilami w ogólnym, fijoletowym tonie...
— Mówi, — szepnęła Ihezal, patrząc na szerna szeroko rozwartemi oczyma.
A kolory grały tymczasem coraz silniej na czole potwora, czasami zmienne, jak ruchliwa zorza polarna, i tak jaskrawe, że sklep cały tęczowem światłem się mienił, a czasem znów przyciszone, leniwie i słodko wzajemnie w siebie się przelewające... Marek, patrząc, miał wrażenie, że śpiewa się przed nim jakiś przedziwny hymn światła i barw, zdolny może wyrazić rzeczy, jakich ludzki głos nigdy nie ogarnie.
Naraz na czole szerna zapłonął blask krwawy, jakby krzyk jakiś ogromny, kilku zimnymi błyskami sinymi przerwany — i zgasł w jednym momencie, jak ogień znagła przytłumiony...