Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 113.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Więc czego pan ostatecznie chcesz ode mnie? — zakrzyknął.
— Chcę, abyś pan ludu nie bałamucił, i tak już dostatecznie kapłańskiemi bajkami ogłupionego! — odparł Roda stanowczo. — Chcę, abyś pan nie prawił o Ziemi, nie rozbudzał tęsknot mglistych a nieukojonych! Tutaj zbyt twarde i ciężkie mamy zadania, aby wolno było dla igraszki zwracać oczy nasze ku błękitom i prawić nam o śmiesznej niby-ojczyźnie, kędy nigdy noga nasza nie postoi. Tego żądam od pana. A gdybym jeszcze w pańską dobrą wolę mógł uwierzyć, żądałbym, abyś nam wskazał drogę do kraju, gdzie wy mieszkacie...
— A jeśli pańskich żądań nie spełnię?
— Wtedy między nami walka na śmierć i na życie.
— Choćbym wam dopomógł szernów zwyciężyć?
— Tak. Choćbyś nam pan dopomógł szernów zwyciężyć, bo baśniami swemi więcej nam krzywdy zrobisz na przyszłość, niżby mogli zrobić szernowie...
Marek powstał i zagórował nagle ogromnem wzrostem nad nikłą postacią swego przeciwnika. Ten odruchowo cofnął się o krok, ale nie chcąc okazać mimowolnego przestrachu, jaki go ogarnął, zmarszczył brwi i rzekł twardo:
— Czekam pańskiej odpowiedzi.
— Mój panie Roda, — odezwał się teraz Marek, — mogę panu przyrzec uroczyście, że bajek ludowi prawić nie będę, ale niemniej stanowczo oświadczam panu, że nie przestanę mu przypominać, iż z Ziemi przybyli tutaj jego przodkowie i tam — na niebie — jest jego prawdziwa ojczyzna. To wznieść was tylko może i uszlachetnić...
Roda zwrócił się bez słowa ku wyjściu.
— Czekaj pan jeszcze, — zawołał Marek za nim. — Żądałeś pan także, aby wam wskazać drogę do kraju, skąd przybywam, i tam was zawieść. Wszystkich, gdy powracać będę, wziąć z sobą nie mogę, ale w wozie mojem na sześcioro ludzi