Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 092.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po chwili dopiero ozwał się tonem na pozór obojętnym, który jednak jemu samemu fałszywie zabrzmiał w uchu:
— I czy tak... widują cię... widują was wszyscy?
Ihezal nagle zrozumiała. Rozkoszny, obezwładniający dreszcz przebiegł jej drobne ciało, dłonie zaciśnięte około zgarniętych na piersi fałdów rozwarty się, opadając wzdłuż bioder. Patrzyła mu prosto w oczy.
— Odtąd nie będzie mnie widział nikt, — rzekła.
Marek wzruszył ramionami.
— To mi wszystko jedno, — rzekł niemal opryskliwie, patrząc w inną stronę. — Jeśli tu taki zwyczaj... Ale, ale! — co chciałem mówić? A tak. Gdzie jest twój dziadek? Chciałbym go zobaczyć...
Wnuczka arcykapłana spoważniała.
— Poszedł, panie. Mówiłam ci już. Teraz Elem... Ale gdy każesz, szukać go będą wszędzie...
— Tak, tak. Wydaj polecenie. Chciałbym z nim mówić o wielu rzeczach...
Stała patrząc mu w oczy śmiało i spokojnie, jakby czując się już jego wyłączną własnością — świętą i nietykalną.
— Wydaj polecenie — powtórzył.
Wyciągnęła dłoń ku niemu:
— Daj mi, panie, znak, że mam prawo wydawać rozkazy w twojem imieniu, a poślę ludzi na poszukiwania.
Marek zawahał się, nie wiedząc, co zrobić, gdy naraz przypomniał mu się dawny, z powieści mu już tylko znany ziemski obyczaj przelewania władzy. Z uśmiechem ściągnął pierścień z palca i podał go oczekującej dziewczynie.
Wzięła go i bez słowa zwróciła się ku schodom, z dachu płaskiego w głąb świątyni wiodącym.
Przeszła przez nawę i bocznemi drzwiami zapuściła się w głąb opuszczonego pałacu arcykapłańskiego...
Gdy po pewnym czasie wyszła stamtąd, miała na sobie strój bogaty: na szczelnie zapiętej fijoletowej tunice lekkie futro