Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   106   —

Łacheć cofał się wtedy skromnie i powtarzał: przepraszam, — zaledwie śmiejąc potem sięgnąć po wygraną.
Bo los zaczął mu się uśmiechać. Tym razem wygrywał wciąż, zrazu po parę sztuk, później, gdy się rozzuchwalił, całemi garściami. Po pewnym czasie poczuł, że kieszeń, do której, stojąc, pieniądze wsypywał, poczyna mu ciężyć. Wsunął dłoń i przeląkł się. Kieszeń była pełna, — wśród złota szeleściały mu pod palcami banknoty, które tylko na znaczniejsze sumy wydawano.
— Przyszła moja godzina — pomyślał.
W sposób zgoła bohaterski zaczerpnął w kieszeni ile dłoń mogła pomieścić, zawahał się chwilę...
— Postawię na kolor czerwony; pięć razy z rzędu postawię!
Nie licząc, rzucił na stół.
— Trente deux! — zabrzmiał po chwili znudzony głos krupiera.
Łacheć pobladł zlekka.
— Stracę! — pomyślał.
Jeszcze sekunda...
— Trente un!
Wygrał nadspodziewanie. W uszach mu zahuczało.
Krupier przeliczył szybko pieniądze i dorzucił równą sumę tak obojętnie, jakby garstkę grochu dla zabawki po zielonem suknie przesuwał.
Łachciowi zadrgała dłoń: chciał wycofać wygraną.
— Powiedziałem sobie, że pięć razy z rzędu na ten kolor postawię — pomyślał i zostawił wszystko na stole.
Znowu wygrał kolor czerwony. Krupier tym razem, przeliczywszy jego stawkę, usunął złoto i położył kilka podłużnych pasków papieru.
— Powiedziałem sobie, że pięć razy postawię — powtarzał Łacheć w myśli uporczywie, powstrzymując odruch ręki która chciała zgarnąć banknoty do kieszeni.