Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 100.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   92   —

rego brzuch się rozrósł, wielki nad potrzebę, kosztem nóg i głowy. Zamiast tłumowi, jak słuszna, kazać pracować na siebie, my wszyscy pracujemy na ten tłum ohydny, głupi, próżniaczy, nie mający zajęcia poza urzędem nadanym. Pracują nań robotnicy, mędrcy pracują, a on trawi i...
Urwał w połowie zdania.
— Ordynarny wyraz ciśnie się na usta, — rzekł po chwili — ale to trudno: ordynarne jest wszystko, co nas otacza. Trzeba z tego wyjść, lub zdechnąć. Zacząć się teraz musi odwrotny bieg — fala przypływu cofającego się od wieków morza. Pocznie się nowa wojna święta i zdobywanie, raczej urzeczywistnianie praw najwyższych, zgoła niepowszechnych. Nie wolności nam dzisiaj potrzeba, lecz władzy i niewoli! nie równości, lecz różnic! nie braterstwa, lecz walki! Do najwyższych należy świat!
— Jakie siły stawia pan w tej walce naprzeciw siebie? — spytał Jacek, oczy nań podnosząc. — Z jednej strony społeczeństwo całe, zorganizowane doskonale, zadowolone z tego, co jest i gotowe przeto bronić istniejącego stanu wszelkiemi siłami, a z drugiej?
— My.
— To znaczy?
— Twórcy, myśliciele, wiedzący — żywi.
— Dramat pan układa.
— Nie. Chcę życia. Życie tworzę. Można poruszyć pracowników istotnych, masę olbrzymią, świat z dołu na atlasowych barkach trzymającą: niechaj nim zatrzęsą! Będą woleli służyć najwyższym, niż tej gawiedzi urzędniczej, tym emerytowanym, bezmyślnym próżniakom i darmozjadom.
— Złudzenia.
— A zresztą...
— Co?
— Wy sami jesteście potęgą. U was jest wiedza, u was jest moc!