Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 058.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   50   —

Aszuan, gdzie go ludzie chętnie kupują, a wreszcie, że Bóg Jedyny a dobrotliwy pozwolił niewiernym psom szynki pobudować i przymyka oczy, gdy się wierni w nich upijają. Dumał właśnie nad tym prawdziwym a doskonałym porządkiem świata, gdy Azis, parobek jego, sprzykrzywszy sobie długie milczenie, ozwał się, ościeniem na zachód wskazując:
— Mówią ludzie, że wczoraj tam gdzieś za koleją kamień spadł z nieba ogromny.
Hafid ruszył filozoficznie ramionami.
— Może się gwiazda która oberwała, a może jeden z tych sztucznych ptaków przeklętych skrzydła zwichnął...
Zaśmiał się szeroko.
— Bardzo przyjemnie jest patrzeć, gdy zlatuje człowiek, co niepotrzebnie latał po powietrzu, zamiast siedzieć na grzbiecie wielbłąda, którego nam Bóg dał dla wygody.
Ale jako że był człowiek praktyczny, obejrzał się i dodał z zajęciem:
— Czy nie wiesz, gdzie to upadło?
— Nie wiem. Mówią, że za koleją, ale to może nieprawda.
— Może być prawda, może być nieprawda. W każdym razie, gdy będziemy wracać, trzeba poszukać. Kto zlatuje, ten się zabija, a kto się zabił, ten już nie potrzebuje pieniędzy, które mógł mieć przy sobie. Szkoda by była, gdyby to zabrał jaki zły człowiek.
Jechali znowu z godzinę w milczeniu. Słońce już żywo dopiekało, kiedy dojeżdżali do skał, po za któremi widać już było mury miasta nad Nilem. Hafid na skały patrzył z przyjaźnią: stanowiły one jedno ważne ogniwo w łańcuchu boskiej harmonji świata. Kiedy powracał pijany do domu, poczuciem obowiązku bohaterskiem mimo znużenia gnany z powrotem, dromedar jego, duszy obowiązkowej w sobie nie mający, klękał tutaj w znanem miejscu i zrzucał pana w cień na skąpą trawkę pod skałą. W ten sposób Hafid nie miał sobie nic do wyrzucenia, a mógł się przespać i odpocząć.