Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 029.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   21   —

łostek w wir życia publicznego, brał udział w wielkich zgromadzeniach ludowych i bronił różnych spraw jemu, Jackowi, zgoła obojętnych, aby znowu niespodziewanie zniknąć na pewien czas z widowni, po prostu dla fantazji wdarcia się na jakiś niedostępny szczyt Himalajski lub dla spędzenia paru tygodni w miłosnem oszołomieniu.
I oto ten szaleniec serdecznie ukochany, który wszystko przez różowe szkło widział, przyszedł doń dnia pewnego z oświadczeniem, że — ni mniej ni więcej — tylko zrobić chce wycieczkę na Księżyc.
— Ja wiem, że ty wszystko umiesz i możesz, Jacku, — prosił jak dziecko, — zbuduj mi tedy wóz, którym mógłbym tam pojechać i wrócić!
Jacek zaśmiał się: ach, wszystko!... Ale tę drobnostkę bez wątpienia zrobić potrafi — wdzięczny jest owszem Markowi, że mu się zachciało dostać na Księżyc tylko, a nie na którą z planet systemu słonecznego naprzykład, bo wtedy rzecz byłaby do wykonania cokolwiek trudniejsza...
Śmiali się obaj i żartowali.
— I czemuż ty się tam wybierasz? — pytał Marka. — Czy ci już źle na ziemi?
— Nie, ale wiesz, ciekaw jestem, co się stało z tą wyprawą O’Tamora z przed kilku wieków, który w towarzystwie zdaje się dwuch mężczyzn i jednej kobiety dał się wyrzucić w pocisku na Księżyc, by tam założyć nowe społeczeństwo...
— O’Tamorowi towarzyszyło trzech mężczyzn i jedna kobieta...
— Ach! mniejsza; zresztą mam i inny powód. Sprzykrzyła mi się już Aza.
— Aza? Któż to jest?
— Jakto, nie wiesz? Aza!
— Twoja nowa suka myśliwska, czy klacz?
— Cha, cha, cha! Aza! cudo! śpiewaczka, tancerka, którą się zachwycają obie półkule... Opiekuj się nią, Jacku, gdy odjadę!