Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 386.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie ogarnął. I co mnie obchodzą księżycowe narody, te z Ziemi przybyłe i tamte, szczątki jakiegoś dawnego księżycowego ludu, mieszkające jak krety w jamach dokoła rozwalonych miast, w których snadź niegdyś panowali dumnie ich przodkowie? Niechaj się żrą, niech walczą, niech się wygubią wzajemnie... Co mnie to obchodzi? Stary jestem i nie wiem, czy mi życia stanie, aby odbyć daleką, śmiertelną podróż na bezpowietrzną pustynię — mamże je marnować teraz dla głupiej litości lub głupszej jeszcze ciekawości? — A kto mi zaręczy zresztą, że opowiadanie tych dwóch szaleńców jest prawdziwe? Może to nie miasta tam stoją, lecz skały spiętrzone? może owe rzekome narody księżycowe są tylko bezrozumnemi zwierzętami? Stary już jestem i nie mam czasu przekonać się o tem, bo pilno mi umrzeć tam, przy grobie O’Tamora, w pełnym blasku Ziemi.
— Nic wam już pomóc nie mogę, — szepnąłem wreszcie, — myślcie sami o sobie. Podróż mnie czeka nieodwołalna, a droga moja w innym kierunku wiedzie, niż wasza...
— Wiedziałam, że tak odpowiesz, — odezwała się Ada, podczas gdy ja stawiałem już nogę na stopniach wozu.
Ale Jan chwycił mnie jeszcze za kolana:
— Przyrzeknij nam tylko, — zawołał, — jeśli inaczej być już nie może, przyrzeknij nam, że powrócisz do nas z tej pustyni, dokąd zmierzasz! Będziemy cię oczekiwali i myśl o tobie będzie nas krzepiła w walkach, które stoczyć nam wypadnie!
Zawahałem się.
— Jeśli sił i życia stanie: powrócę!
Ada zwróciła się ku gromadce:
— Powróci, ale tam!
To mówiąc, wyciągnęła rękę ku rąbkowi Ziemi, błyszczącemu nad widnokręgiem.