Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 379.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ochrony. Ale ludek tutejszy przyzwyczajony jest w razie potrzeby spędzać mroźne noce w naprędce wykopanej i namiotem na drągach rozpiętym przykrytej jamie.
Co prawda nie jest to zresztą najgorzej. Śnieg, spadający rychło po zachodzie, przykrywa namiot grubą warstwą i przyczynia się do utrzymania ciepła w jamie, gdzie nadto płonie ustawiczny ogień w przenośnym piecyku naftowym, którego tylko blaszany komin sterczy nad powierzchnię i wyrzucanym dymem daje z rana rozpoznać miejsce, kędy zaskoczeni nocą się schronili. Ja sam już parę razy w ten sposób zimowałem i przetrwałem noc wcale dobrze...
Obecnie, gdy stanę twarzą ku Ziemi, mam słońce po prawej ręce; nim zatoczy pół kręgu i stanie po stronie lewej, niosąc dzień na pustynną półkulę, — wyruszę w drogę.


Skończyła się tedy moja księżycowa tragedja! Jestem tutaj, gdzie po raz pierwszy zobaczyłem na Księżycu łąki, zieloność i życie; wówczas przybyłem tu odbywszy podróż przez śmiertelną pustynię — obecnie wybieram się, aby przebyć ją po raz drugi i ostatni.
Chmurno jest w sercu mojem, ale spokojnie. Patrzę na minione życie i zdaje mi się, że czas jest zrobić rachunek sumienia. Chciałbym, tak jak czynią na Ziemi ludzie na śmierć się gotujący, wyspowiadać się z grzechów, a dziwna rzecz! na usta cisną mi się nieszczęścia moje. Byłożby to oboje jednem i tem samem?
Więc Ty, Panie, który słyszysz snadź zarówno głos najlichszego robaka jak łoskot światów, w przestrzeń pędzących, który widzisz mnie tu na Księżycu tak, jak niegdyś widziałeś mnie na Ziemi, przyjm tę spowiedź, przez którą Ci wyznawam, żem był grzeszny i nieszczęśliwy!