Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 208.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żej położonych stawów, aż wreszcie dosiągłszy poziomu płaszczyzny, płynął przez nią krętą, srebrną wstęgą, ginącą gdzieś w niezmiernej oddali. Jak okiem zasięgnąć, kraj był równy i płaski, jedynie w pobliżu granicznych gór wznosiły się zrzadka rozsiane, obrączkowe wzgórza, nalane wodą jak czary. Takie małe i koliste jeziorka, tylko o brzegach mniej wyniosłych, widno też było po całej płaszczyźnie. — Bliższe wyglądały jak duże pawie oka, dalsze podobne były do pereł, naszytych gęsto na sino-zielonym pluszu. Między niemi, jak srebrne nici różnej grubości, wiły się potoki, może nawet wielkie rzeki.
Wyszliśmy z wozu i stojąc na krawędzi terasu, patrzyliśmy długo w głębokiem milczeniu na ten dziwny kraj przed sobą. Pierwsza odezwała się Marta.
— Zjedźmy tam — rzekła — tam jest tak ładnie!...
Istotnie było tam pięknie, ale czy będzie tam i dobrze? — Mimowoli zadawaliśmy sobie to pytanie, przygotowując się do zjazdu po stromych upłazach na równinę.
Znalazłszy się po wielu trudach na dole, zostawiliśmy wóz nad brzegiem strumienia i zabraliśmy się zaraz do poszukiwań jakiego palnego materjału. Zeszliśmy całą okolicę wszerz i wzdłuż w kilkokilometrowym promieniu, kopaliśmy głębokie doły w nadziei natrafienia na torf lub na jaką żyłę węgla kamiennego, zrywaliśmy różne rośliny, próbując, czy się nie zdadzą na opał, ale wszystko napróżno. Za kilkanaście godzin miało już zajść słońce, kiedy wyczerpani i zniechęceni, zaprzestaliśmy wreszcie bezowocnych prób i poszukiwań.
Położenie nasze było nader przykre i zaczęliśmy już żałować, żeśmy opuścili zbyt lekkomyślnie Kraj Biegunowy. Strach nas przejmował na samą myśl, co się z nami stanie w nocy. Torfu mieliśmy nie wiele; trzeba go było nadzwyczajnie oszczędzać, aby na całą noc wystarczył. Gdyśmy zrobili przegląd za-