Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 111.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z pośród stosu futer. Usta ma trochę rozchylone, jakby do uśmiechu lub pocałunku... O czem ona śni teraz?
Ach! głupstwo! Puszczamy się w drogę.

Trzecia doba, 60 g. po północy, na Mare Imbrium pod Pico, 9° 12’ z. dł., 45° 28’ pn. szer. księż.

Mamy nowy kłopot i to nadzwyczaj poważny. Woodbell się znowu rozchorował. Wyniszczony był tak okropnie i pierwszą gorączką z ran, otrzymanych podczas spadku i niesłychanemi trudami i przejściami moralnemi w podróży, a teraz jeszcze ten wypadek!
Niemal o samej północy wyruszyliśmy z pod Trzech Głów. Droga była straszliwie uciążliwa, zwłaszcza, że co chwilę zapadaliśmy w cień drobnych wyniosłości gruntu. Parę razy w ciągu godziny musieliśmy się zatrzymywać i badać z pomocą światła elektrycznego teren, lub też robić pomiary wysokości gwiazd, będących teraz jedynym dla nas drogowskazem. Okolica, pokrajana cieniami, podobna jest do kłębów chmur, lekko z wierzchu posrebrzonych. Niepodobna nic rozeznać oprócz ogólnych zarysów.
W przeciągu trzydziestu godzin ujechaliśmy w ten sposób zaledwie czterdzieści parę kilometrów. Wreszcie dotarliśmy do dziwnej szarej smugi, podobnej do ławicy piasku. Ciągnęła się na znacznej przestrzeni ku północnemu zachodowi lekko wygiętym łukiem, odbijając jaśniejszą barwą od ciemnego tła kamienistej pustyni. — O ile mogliśmy dojrzeć przy świetle Ziemi, kończyła się u szczególnej grupy skał, podobnej zdala do fantastycznych zwalisk jakiegoś zamku, czy miasta.
Puściliśmy się wzdłuż tej smugi, gdyż stanowiła dla nas drogę znacznie równiejszą od zaścielonej głazami pustyni, a nie