Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 034.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie, nie! nie mogę tego słowa wymówić! To jest straszne! on! na samym wstępie!...
Jesteśmy tu tak okropnie sami w tej długiej, straszliwym mrozem przejmującej nas nocy.
Przed paru godzinami Marta, jakby przejęta nagle tem uczuciem bezbrzeżnej pustki i samotności, rzuciła się ku nam ze złożonemi rękami, wołając: Na Ziemię! na Ziemię! — i zaczęła płakać. A potem znowu wołała:
— Czemu nie telegrafujecie na Ziemię! czemu nie dacie tam znać? Patrzcie, Tomasz chory!
Biedna dziewczyna! — cóżeśmy jej mieli odpowiedzieć?
Wie równie dobrze, jak my, że już na sto dwadzieścia kilka miljonów metrów przed Księżycem aparat nasz przestał funkcjonować... Wreszcie Piotr jej to przypomniał, a ona, jak gdyby przesłanie wiadomości mogło chorych uratować, zaczęła się domagać natarczywie, aby ustawić armatę, którąśmy wzięli z Ziemi na wypadek zepsucia się telegraficznego aparatu.
Ten strzał, to już teraz jedyny — ostatni sposób porozumienia się z tymi, co tam zostali.
Ulegliśmy obaj z Varadolem i odważyliśmy się na wyjście z pocisku.
Przyznaję, że strach mię zdejmował przed tym krokiem. Tam poza chroniącemi nas ścianami istotnie jest niemal próżnia... Barometr bowiem wykazuje istnienie na zewnątrz nas atmosfery, której gęstość nie wynosi ani trzechsetnej części gęstości ziemskiego powietrza. Okoliczność, że ta atmosfera wogóle istnieje, chociaż w takiem rozrzedzeniu, jest dla nas nader pomyślna, gdyż pozwala nam spodziewać się, że znajdziemy ją na tamtej stronie w dostatecznej do oddychania gęstości. Ach! z jakiemż drżeniem serca wysuwaliśmy przed kilkudziesięciu godzinami po raz pierwszy barometr na zewnątrz! Z początku rtęć