A kto jéj darów wzgardził mlekiem
I głodny stał za życia stołem,
Mógł być półbogiem lub aniołem,
Lecz nie wart nazwać się człowiekiem.
O, zleć w spragnione me ramiona,
Jako ptaszyna utęskniona,
I piersi, żądz spalonéj żarem,
Ożywczéj rosy bądź nektarem!
Ja nie powiodę cię przez kwiecie,
Ni po kosztownych tkań kobiercu;
Lecz cię na mojém złożę sercu,
Jako w kolébce małe dziecię.
Na skroń nie zdejmę gwiazd z błękitów,
Piersi perłami nie przystroję,
Lecz szczęścia łzę dam, dziewczę moje,
W chwili upojeń i zachwytów.
Silném obejmę cię ramieniem
I będę garnął mą ptaszynę:
Pochłonę cię, ach — i sam zginę,
Aż jednem staniem się istnieniem.
Z serca mi zetrzesz życia męty
I wszelki czar zcałujesz z czoła,
Twój głos jak z martwych mię powoła,
Bym znów szedł w życie silny, święty.
Strona:PL Jeden z wielu (Trzeszczkowska) 57.jpg
Ta strona została przepisana.