Strona:PL Jeden z wielu (Trzeszczkowska) 52.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I były dni, gdy chłód mogilny,
Co ściął do kolan naród cały,
Raził mię, — żem się czuł zwątpiały,
Bo gromem stopić go bezsilny.

I czas przychodził, gdy w noc ciemną,
Jak ci, co w więzach się szamocą,
Krzyczałem: Na co wszystko? Po co?
Po co się pracą truć daremną?

Nie lepiejże w zwierzęcym szale
Utopić straszną myśli myśli harpię?
Zgryzoty, co nam piersi szarpie,
Nie znają sępy, ni szakale,

A żer znajdują i przytułek.
Mówią: „To zwierząt dział“. Aliści
Cóż zna tłum ludzki prócz korzyści,
Gdy z błędnych nie wychodzi kółek,

Lub, blazeńskiemi strojny dzwonki,
Zwycięzcom łasi się przy łupie?
Czemuż w niektórych mary głupie —
Wzniosłość, szlachetność — puste mrzonki?

Po co przeklęty ten jad smoczy?
I czy przynajmniéj męka duchów
Ma jaką moc wzmożenia ruchów
Świata, co gdzieś się w bezmiar toczy?