Jąłem pojmować tę wytrwałość,
Co po za grób oczyma sięga
I długi rząd pokoleń sprzęga
W jednę olbrzymią rodu całość.
Pojąłem sądów powściągliwość,
Co z śmiercią zgodzić się nie może,
Lecz czeka wciąż na przyszłe zorze
I na schodzącą sprawiedliwość.
I zrozumiałem te podniety,
Co duchy bronią od zwątpienia,
Których początkiem pierś kobiety,
A celem przyszłe pokolenia.
Że, krwią matczyną połączony
Z szeregiem śpiących w mgle przeszłości,
Może się duch mój tchem miłości
Znów wcielać w istot miliony.
Tak dziewczę w sercu mém zwątpiałém
Błysnęło gwiazdą i zbawieniem,
Czystéj miłości objawieniem
I jasnym życia ideałem.
Czułem, że chociaż wiary zbledną,
Choć siły złamią walk męczarnie,
Toć jeszcze ten nie przeżył marnie,
Kto wyniósł z toni taką jedną.