Wszytki obszedszy tedy przyjacioły,
Ojca i matkę, co go urodziła,
Nie nalazł, okrom żony, która żywot
Zań chce położyć i rozstać się z światem;
Którą po domu teraz mdłą[1] niebogę
Na ręku noszą, bo jej dzisiejszego
Dnia umrzeć przyjdzie i duszę położyć.
A ja, żebych przy tym nieszczęściu nie był,
Pójdę precz, a ten wdzięczny dom zostawię.
Ale już i śmierć widzę niedaleko,
Ksienią umarłych, która ją pod niską
Ziemię ma dowieść; a prawie wczas przyszła,
Pilnując na ten dzień, kiedy ma umrzeć.
Na nowe[3] krzywdzisz, łamiąc nasze prawa,
I łupy nasze gwałtem wydzierając.
Małoś miał na tym, żeś Admeta śmierci
Uchował, Parki zdradliwie podszedszy;
Teraz czego tu z groźnym łukiem strzeżesz?
Toli Alcestis obiecała kiedy
Zastąpić męża i umrzeć zań rzekła?