Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.2 262.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czamy tego sami na sobie, daj Boże, aby nie tak często; ale zaiste, doświadczamy. A my więc teraz za tym[1] niefortunnym terazniejszym przypadkiem naszym czujemy, co to jest żałość. Abowiem straciliśmy w domu swoim tego, jakiego drugiego (prawda się znać musi[2]) — nie mamy. A straciliśmy nie tak brata, jako właśniej ojca. Bo po zeszciu rodziców naszych, mając on nie tylko laty, ale i rozumem przed inszą bracią, wszystki trudności nasze spólne, które więc po zmarłym ojcu na dzieci pospolicie przypadają, wziął był na swoję pieczą i tak się z nimi sprawował, żeśmy za pilnością jego żadnego uszczerbku w sprawiedliwości swej nie wzięli. A, zacośmy mu i dziś wielce powinni, nie tylko nam chudobę nasze wcale zachował, ale i przyjaźń sąsiedzką, bośmy do tej doby, z czego Panu Bogu bądź chwała, ani przysięgi żadnej, ani zaszcia żadnego z nikim nie mieli. Co wszystko Bogu naprzód, a potem jego obmyślawaniu i przestrodze przypisać musimy. A nietylkoć w młodszych leciech i w niebytności drugich nam był radzien i pomocen; ale przez wszystek wiek swój, jako brat prawdziwy, trudności naszych wszelakich przestrzegał i bronił. A ta więc jego godność, którą go był Bóg opatrzyć raczył, nie była tak okresona[3] abo wązka, żeby się tylko w domu jego samym zawierać miała, ale siła obcych ludzi, siła wdów i sirot ubogich rady jego używało, której on nie funtem iście, że tak mam rzec, ani łokciem przedawał, ale

  1. po tym.
  2. wyznać należy prawdę.
  3. określona.