Biadaż mnie na cię, to mi głowę psujesz,
Inaczej nie wiem, jeno mię czarujesz.
Kiedy się rane zapalają zorza,
A dzień z wielkiego występuje morza, —
Przyszedłem na brzeg, kędy Wisła bieży,
A tam siedziała na wysokiej wieży,
Podjąwszy rękę, smutna białagłowa,
I pocznie z płaczem narzekać w te słowa:
Takżem ja barzo niefortunna była?
Takżem ja wiele szczęściu przewiniła?
Że temu gwoli być nieboga muszę,
Który jako grzech mierzi moję duszę,
A ten gdzieś siedząc, narzeka zdaleka,
Przed którym nie mam milszego człowieka.
Ślub mi przywodzą, poniewolne słowa,
Na które nigdy nie zwalała głowa;
A ono[1] było lepiej serca pytać,
Które gdy nie chce, słów się prózno chwytać.
Niech się tem cieszy, że mnie ma w niewoli,
Ręce mógł zwięzać, myśli nie zniewoli.
Bogu tajemne nie są ludzkie sprawy,
Ten z nieba widzi, kto krzyw, a kto prawy.
Ja nie mam komu krzywdy swej powiedzieć,
Jeślibych miała, i to trudno wiedzieć.
- ↑ a oto.