Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.2 140.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tszej ceny z inszemi, którzy albo od złota i śrebra, albo więc od klejnotów drogich co oddawają. Pytasz W. M. co takiego? Kart kilka — nie owych malowanych, ale owych, które się i Je. M. Panu Wojewodzie Krakowskiemu i W. M. mym M. Panom podobały naonczas, kiedyście W. M. obadwa przez Jędrzejow, przed dwiema laty jadąc, zbiegłe przed powietrzem Musas liche moje, z miłościwej łaski swej nawiedzać raczyli — kart pisanych kilka pozostałych onego pamięci wiecznej Kochanowskiego Jana, które jeszcze dotąd świata nie widziały — Kochanowskiego mówię, który ile w swej profesyej, iż jeden taki czasów naszych był, poświadczysz i W. M. sam i dom wszytek zacny W. M. i Korona wszytka, nawet i postronne kraje, które jeśliż nie z twarzy, tedy go z godności znały. Wiem iż się godziło dawniej je wydać, czegobym był i sobie sam życzył; jeno W. M. moj M. Pan wiedzieć raczysz: gdzie człowiek velis fortunae in diversos scopulos huc atque illuc impellitur,[1] a pewnego portu dosiądz i mocnego masztu ująć się nie może, tam trudno inaczej. Nieomieszkało[2] się jednak nic, a podobno na czas, aby przy skarbiech koronnych i ten ostatni klejnocik Skarbu Polskiego był pod obroną W. M. Wprawdzie na niektórych miejscach niezupełny, bom go niskąd dostać nie mógł; ale aza[3] kto u siebie zupełnie wszystko miawszy do mnie poszle, tedyby się potem

  1. bywa pędzony tu i owdzie żaglami fortuny na rozliczne skały.
  2. zaniedbało.
  3. jeśli.