Czołem za cześć, łaskawy mój panie sąsiedzie,
Boże nie daj u ciebie bywać na biesiedzie;
Każesz mi pić przezdzięki[1] twe przemierzłe piwo,
Że do dna nie wypijam, patrzysz na mię krzywo.
Wszytkoć wadzi: być na nos biedna mucha padła,
Miecesz głową, i mniemasz, że cię do krwie zjadła.
Od stołu żenie każesz, fukasz na pachołki,
Wyciskałeś talerze, wyciskasz i stołki.
Patrzaj, dyable, że się tu i gościom dostanie:
Gniewaj się, jako raczysz, jeno nie bij, panie!
Bo ja w tem piwie twojem rozkoszy nie czuję;
Zdrowie rad mam od ciebie, kufla nie przyjmuję.
Jeślić o sławę idzie, kto więcej pić może,
Dajęć przodek[2] w tem męstwie; sam pójdę na łoże.
Już ty bądź tym rycerzem, co piwo usieczesz;[3]
Tego nie wiem, jeśli przed chłopem nie ucieczesz.
Jeśli też tak rozumiesz, żebyś mię czestował,
Męczysz mię, nie czestujesz; tociem podziękował.
Chcesz mię uczcić? dajże mi dobrą wolą w domu,
A niechaj poniewoli nie pełnię nikomu.
Prózno mi skwarnę[4] dawasz; ja nie będę gonił,
Bych też nabarziej piwa wczorajszego zronił;[5]