Słońce już padło, ciemna noc nadchodzi,
Nie wiem, co za głos uszu mych dochodzi;
Postoję mało, a dowiem się pewnie,
Dla czego płacze ta pani[1] tak rzewnie.
Już to dziesiąte lato niebo toczy,
Jako me smutne zawsze płaczą oczy;
A dokąd mi się miły mój nie wróci,
Żaden na świecie troski mej nie skróci.
Już wszyscy inszy nazad przyjechali,
Którzy nieszczęsnej Troje dobywali:
Jam tylko sama bez męża została,
Sroga fortuna, ta mi go zajźrzała.[2]
Bodaj był w ten czas, gdy do Sparty płynął,
Ten cudzołożnik[3] na morzu zaginął; —
Uszłabych była tej ciężkiej żałości,
Przed którą prawie[4] schną dziś moje kości.
Jako ptak, kiedy towarzysza zbędzie,
Nigdy na rózdze zielonej nie siędzie,
A między bory i pustymi lasy,
Sam jeden lata po swe wszystkie czasy,
Tak ja nieszczęsna w jego niebytności,
Muszę być zawżdy w trosce i w żałości;