Które mi serce gryzły, jako to być musi,
Gdy człowieka niewdzięczność opętana dusi.
Wiem dobrze, że nie długo ze mną tej rozkoszy,
Bo to wszytko po chwili trzeźwia myśl rozproszy;
Ale witaj mi ta noc wolna od frasunku!
Któż wiedział, by tak wiele należało w trunku?
Kto mi każe rym pisać nierozmyślnie, taki
Ma wolę przyjąć, chocia będzie ledajaki.[1]
Do J. M. P. W. wileńskiego[2].
Patrzaj, jako płodnych pszczół niesłychane roje
Okładły, zacny panie, miodem ściany twoje;
Dobry to znak, jeśli Bóg dał wieszczą myśl komu,
Że dostatek i wieczne potomstwo w twym domu.
Bądź ptaka, bądź zająca szukasz po tym boru,
Gościu, słuchaj mej rady, stąp mało do dworu;
Pewniejsza tu zwierzyna, gdzie pełne piwnice,
Abo gdzie pszczoły noszą miód za okienice.
Powiedzcie, piękne pszczoły, wszak wam na tem mało,
Co was tu mimo ule do izby wegnało?