Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 279.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tę przepłynąwszy, ludzie twoi szli w zagony
Pod Starycę, gdzie sam Kniaź natenczas strwożony
Z wojskiem swojem ulegał,[1] i z miłymi syny;
A widząc gęste ognie i bliskie perzyny,
Tejże nocy żonę swą i kniazia Fiedora
Z żoną jego, i z bracią, z Staryckiego dwora
Do Moskwy wysłał, i sam barzo sobą trwożył,
I już był tylko w nogach nadzieję położył,
Zwłaszcza gdy Danił Murza od niego z Staryce
Do ciebie był ujechał, jego stróż łożnice.
Wtenczas Jelców budowny do czysta spalono,
Dworów i wsi kilka set w popiół obrócono
Od Staryce w kilku mil; po Włodimirowe
Drugie zagony zasię zabiegały Rżowe.
Stamtąd szedłeś ku Chełmu, a około ciebie
Ledwe słońce znać było przed dymy na niebie.
Tam Preczystej Okowcy zgorzały parkany,
Tenże Sielizarowu gość był obiecany.
Nie pomogła nic Wołha, płynąc miasta śrzodkiem,
I miasto, i ozdobnych cerkwi, w czasie krotkim
Trzydzieści wygorzało; pod tenże czas prawie
Trzysta koni moskiewskich szło z Toropca w sprawie
Do Cara preświetnego: ci kilku w zagoniech
Tatarów poimali, a widząc na koniech
Tuż za sobą pogonią, na błota uciekli;
Tak żywot zachowali, i śmierci odwlekli.
Tobie u cerkwie świętej preczystej swą głową
Przyszło leżeć, wjechawszy na górę Pawłową.
Tam na czterysta strzelców moskiewskich trafili
Twoi Kozacy, z której liczby nie żywili[2]

  1. leżał obozem.
  2. przy życiu nie zostawili.