Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 122.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W onczas już próżny rozmysł, bo już albo się bić,
Albo uciekać trzeba; trzeciego nic niemasz.
PRI. A ja owszem na dobrej pieczy wszytko mieć chcę,
Aby nam do tak nagłych ucieczek nie przyszło.
ANT. Daj to Boże! a to zaś coza białogłowa
Z włosy roztarganemi i twarzy tak bladej?
Drżą na niej wszytkie członki, piersiami pracuje,
Oczy wywraca, głową kręci, to chce mówić,
To zamilknie.
PRI. Moja to nieszczęśliwa córa
Kassandra; widzę, że ją duch Apollinowy
Zwykły nagarnął;[1] nielza, jeno jej posłuchać.

KASSANDRA.

Poco mię próżno, srogi Apollo, trapisz,
Który, wieszczego ducha dawszy, nie dałeś
Wagi w słowiech; ale me wszytkie proroctwa
Na wiatr idą, nie mając u ludzi więcej
Wiary nad baśni próżne i sny znikome?
Komu serce spętane albo pamięci
Zguba mojej pomoże? komu z ust moich
Duch nie mój pożyteczen? i zmysły wszytki
Ciężkim, nieznośnym gosciem opanowane?
Próżno się odejmuję,[2] gwałt mi się dzieje,
Nie władnę dalej sobą, nie jestem swoja.
Ale gdzieżem, prze Boga? Światła nie widzę,
Noc mi jakaś przed oczy nagła upadła.
Owoż mamy dwie słońcy,[3] owoż dwie Troi,[3]

  1. ogarnął.
  2. opieram się, bronię.
  3. 3,0 3,1 liczba podwójna (forma starsza).