Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.1 112.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chcąli nagrody, niech ją sami pierwej czynią,
Jako ci, którzy krzywdę naprzód uczynili.
A tam, ojcze, nie tylko żonę moją, ale
I mnie samego wydaj, niechaj pokutuję.
Gdzieby też to o sobie tak rozumieć chcieli,
Że im każdy, a oni niewinni nikomu
Sprawiedliwości czynić: tego, da Bóg! nigdy
Nad nami nie przewiodą, ani ich z to będzie.[1]
Nie tuszęć ja, żebyś ty, ojcze mój łaskawy,
Nie pomniał jeszcze krzywdy i szkód starodawnych,
Któreś wziął od tych panów, i to państwo sławne.
Jeszczeć mury na ziemi leżą powalone
I pola do tej doby pustyniami stoją,
Znaki miecza greckiego i okrutnej ręki.
Abyś też tego dobrze niechciał sam pamiętać,
Hezyona pamiętać musi siostra twoja
Ojcze! a moja ciotka, która do tej doby
U nich w niewoli żywie, jeśli jeszcze żywie.
Tej nam krzywdy o królu! jedna nie nagrodzi
Helena, ani jeden Paris powetuje.
Tu przestał Aleksander, a szept między ludźmi
Rozlegał się po sali. jako więc ku latu
Robotne pszczoły w ulu szemrzą, kiedy wodza
Nowego oglądały, a chęć nastąpiła
Od macior się wynosić i nowe zaczynać
Gospodarstwo, szmer w ulu i rozruch kryjomy:
Taki dźwięk tam natenczas wstał był między ludźmi,
Który, skoro ucichnął, Antenor jął mówić:
Prawdzie długich wywodów, królu, nie potrzeba:
Aleksander, w Grecyej gościem w domu będąc

  1. ani ich na to nie stanie.