chawszy ku Tarczynowi[1], zostawiłem u pana Łączyńskiego łuk, żebym uszedł podobieństwa, i jechałem powoli, wziąwszy na się guldynkę, bom się spodziewał pogoni. Jakoż i była, bo krolowa Ludwika, lubo była imperiosus mulier[2], o ktorej mogłoby się bezpiecznie mowić owo o jednym też monarsze practicatum axioma: Rex erat Helisabeth, verum regina Iacobus, imperiosus mulier[3], złożywszy hardość z serca, padła krolowi do nog, prosząc, żeby gonić, łapać. Kazał tedy krol skoczyć na gościńce, kto tylko mogł przyjść na prędce do sprawy, aleć sine effectu[4], bo kogo tylko dogoniono, spytano: »Skąd jedziesz? Nie tyś cesarza zabił i krola francuskiego postrzelił?« — »Nie ja« — i dano mu pokoj. Ktorego też pytania dostało się i mnie, ale aż nazajutrz. Wstąpiłem do pana Okunia; rad mi, powiedam mu o tej tragedyej, aż ich przyjechało kilkanaście koni na wieś i pytają: »Jechał tu kto od Warszawy?« Powiedzą im, że »jechał, ale nie wiemy kto, samoszost i wstąpił tu do naszego pana, do dwora«. Przyjechaliż oni, wnidą do izby: »Służba«. — »Służba«. Prosił siedzieć gospodarz. I pytają mię tedy: »WśćM. MPan skąd jedziesz?« Powiedam: »Z Warszawy«. »Kiedyś Wść wyjechał?« Powiedam: »Po
Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 386.jpeg
Wygląd