Pochwalił ociec moję intencyą bardzo, dziękując i błogosławiąc, żem tak uczynił. Matka także: lubo mię jednego miała syna, ale była tej fantazyej, że od największych i niebezpiecznych okazyj nigdy mię nie odwodziła, firmiter[1] wierząc, że bez woli Bożej nic złego potkać człowieka nie może.
Sporządziwszy się tedy w domu, w sam fest Marcina ś.[2] wyjechałem z domu, koni dobrze pokarmiwszy i więcej przykupiwszy; bo i pi[e]niądze z łaski Bożej były duńskie i ociec też dodał. Jadąc tedy tam, potkałem się w Łysobykach[3] z chorągwią naszą husarską, gdzie Kossakowski porucznikował, ktora post multas deliberationes[4] szła do związku. Tamże wiele krewnych moich zostawało; musiałem z nimi spocząć kilka dni, alem się z moją nie objawił intencyą[5], tylkom powiedział, że jadę do pana Kazimierza Gorzewskiego, stryja mego, do Targoniow pod Tykocin, ktory na Tykocinie był komendantem. I uwierzyli temu snadno, wiedząc, że to moj stryj; boby mię byli mogli odwodzić od tej imprezy, gdybym się był przyznał, a osobliwie cioteczny moj, Trzemeski Stanisław, ktory tam był namieśnikiem. Odjechawszy tedy od nich, zjechałem na pierwsze roraty[6] pod Zieloną Puszczą[7] do wsi, gdzie