Że się i w siły mogli przygotować
I bassarunek na nas wytargować.
Nie zaraz nam Bog da takie sposoby,
Do tak pozornej[1] domow swych ozdoby,
Do Jego świętej chwały pomnożenia
I granic polskich do rozprzestrzenienia,
Jak teraz było, gdy Wszechmocne siły
Takie chwalebne zwycięstwa zdarzyły.
Za co Mu chwała niech bę[dzie] na wieki,
Że nas z Swej świętej nie rzuca opieki.
Jużeśmy tedy rozumieli, że po owych tak ciężkich pracach przyjdziemy na wytchnienie, oblawszy się do sytości i swoją, i nieprzyjacielską krwią; aż przychodzą powtorne i nieodmienne wiadomości, że Chowański, zapomniawszy dawnej chłosty, znowa za ukazem carskim zebrał 12.000 wojska dobrego z owych ostatnich już dumnych bojarow i dwornych carskich urzędnikow i przeszedł Dniepr pod Smoleńskiem i zachodzi nam po polskiej stronie[2] Niepru, rezolwowawszy się by też i samemu zginąć i tak deklarowawszy carowi: wstępnym bojem na nas uderzyć, albo też [z] za Dniepra nas nie puścić, ażeby[3] był znowu Dołgoruki, przybrawszy sił, na nas przyszedł. Aleć się i na tej zawiodł intencyi, bo trudno w śpiączki złapać ostrożnego lisa. Jak prędko lisowskiego[4] jeszcze za-