Strona:PL Jan Chryzostom Pasek-Pamiętniki (1929) 091.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

est«[1]. O! kiedy się to znowu weźniemy przeginać, kiedy weźniemy pociągać! Już i Aarhusen widziemy dobrze, a morze też po kąsku ruszać się poczęło. Okrutny strach i szczere nabożeństwo — tak my, jako i lutrzy. Dał tedy Bog wszechmogący, że nie nagle poczęło igrać, ale z wielką zegarową godzinę tak się pierwej ruszać poczęło; aż tu już przymykamy się coraz to bliżej miasta, już też woda coraz bardziej skacze. To nas przecię cieszyło, że wiatr był w bok trochę i tak nam przecię pomagał do lądu, nie od lądu, a sternik też bardzo umiejętnie podawał. Z miasta nas widzą; patrzą, co takiego od nieprzyjacielskiej strony idzie. Dopieroż, kiedy się już woda poruszy, dopiero, kiedy weźnie ciskać bardzo, przecięż jedni robią pojazdami, drudzy wodę wylewają już i kapeluszami niemieckiemi, czym kto miał, bo nie było, tylko jedno naczynie do wylewania wody. Co przypadnie wał, to i nas i barkę przykryje; co ten ustąpi, człowiek trochę ochłodnie, spojrzysz, aż cię taki drugi dogania, to jakoby cię znowu nowy nieprzyjaciel i ostatnia zguba potykała; ten minie, inszy zaraz następuje. Barka trzeszczy, co ją przełamują wały; wołają lutrzy: »Och, Her Jesu Christ!« Oni na samego Syna, a katolicy zaś i na Syna i na Matkę wołają — zgoła weryfikuje się owa sentencya: »Qui nescit orare, discedat in mare«[2]. Wpadło mi to przecię na myśl, żem musiał zawołać: »Boże! nie daj nam ginąć; wszak

  1. Uszliśmy rąk jednego nieprzyjaciela, drugi grozi nam sroższy, mianowicie burza. Módlmy się i pracujmy.
  2. Kto nie umie się modlić, niech się puści na morze.