Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 184a 1.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Pilno mu było teraz powstać i ozdrowieć, bo sądził, że odzyska postradaną przy hrabi pozycję, którą mu tylko choroba nieszczęśliwa wydarła. Uśmiechał się, myśląc, że właśnie, znienawidzony Kręcki zdobył to, co on tak dla siebie tak zręcznie i zawcześnie przygotował.
Zgryzota z tego powodu wcale się nie przyczyniała do rychłego wyzdrowienia Leszczyca. Rwał się z łóżka gwałtem, gdy doktora niebyło, obżerał, sądząc, że rychlej przez to siły odzyska... i zapadał gorzej.
Straszno było patrzeć na wymizerowanie i wycieńczenie człowieka silnego, zahartowanego, którego strata i żal po niej uczyniła odrazu starcem niemal bezsilnym. Zmieniła mu się wychudzona twarz, zapadły oczy i policzki, oddech stał trudnym, nogi wlokły bezsilnie... Nienawykły do tego stanu, Leszczyc lekceważył rady doktora i po swojemu się leczył to wódką jakąś gorzką, to jadłem, poczem zwykle czuł się gorzej.
Szulc otwarcie mówił mu:
— Waćpan się zabijasz...
Leśniczy milczał patrząc z podełba.
Ci, z któremi czasem otwarciej się rozgadywał wiedzieli, że — główną przyczyną choroby była utrata nietylko pieniędzy, odzieży, skór i innych zasobów długo zbieranych, ale ważnych jakichś papierów.
Nie taił zresztą Leszczyc, że oblig podkomorzynej, na sumkę dosyć znaczną był między niemi.
Chociaż leśniczy nie myślał się zgłaszać do brata, którego przybycia sobie nie życzył, ksiądz zasłyszawszy o wypadku i chorobie nadjechał, gdy Leszczyc miał się już lepiej nieco i odzyskał przytomność.
Chory nie taił tego przed nim, iż rad mu nie był. Gdy zostali sami, wprost się odezwał grubjańsko.
— Pocóżeś przyjechał? aby darmo stracić kilka groszy? Pilnować mnie nie będziesz — a mnieś się tu na nic nie zdał. Baba i Misiuk mi starczą, doktór przyjeżdża.
A gdy ksiądz długo nic nie odpowiadał, dodał cynicznie po chwili milczenia.
— Jeżeli myślisz się pożywić po mnie gdy zdechnę, to rachuba fałszywa, bom ja teraz taki goły jak i ty...
Oburzzł się brat na to.
— Znasz mnie przecie — zawołał — jeżelim przybył to dla tego, aby ci przynieść pociechę religijną, skłonić do poddania się woli bożej i żałowania za grzechy.
Leszczyc obojętnie rzucił ręką.
— Niebój się — odparł — jeszcze do końca mi daleko... nie łatwo mnie co zmoże... podniosę się.
Przez cały czas pobytu księdza o tem jednem tylko mówił z nim Leszczyc, jak złodziejów poszukiwać będzie i zaprzysięgał, że ma na to sposoby... ale brat nie mógł wymódz na nim, aby się jaśniej wytłumaczył.
Narzekał na doktora, że go kurował jak babę.
— Osłabia mnie kleikami i miksturami — wołał — a ja wódki i mięsa potrzebuję.
Tymczasem wódka i mięso, których Misiuk dostarczał pokryjomu, zawsze stan jego pogorszały. Ale to go wprawiało w większą jeszcze pasję.
Po dniach kilku brat, nic na nim nie wymógłszy i niemogąc go uspokoić na duchu, odjechał smutny.
Pomimo niebezpiecznych tych wybryków w ciągu kuracji, mimo nieposłuszeństwa doktorowi, mimo ciągłego burzenia się w sobie, Leszczyc zwolna odzyskiwał po troszę siły. Ale natychmiast ich nadużywał i zapadał znowu.
Ta walka przedłużała chorobę — ale nikt na niego podziałać nie mógł, nawet groźby Szulca.
Parę razy hrabia czuł się w obowiązku wejść na basztę i odwiedzić chorego, który wielce tą oznaką łaski był uszczęśliwiony.
— Widzicie — mówił potem — gdyby nie ta szelmoska choroba i te łotry złodzieje, jabym dziś u hrabiego był pierwszem okiem w głowie.
Ale co się przewlecze, nie uciecze...
W czasie choroby Leszczyca nastąpił wyjazd sędzinej do Derewienki, i po dziesięciu dniach, nie więcej, zjawienie się jej napowrót w Zakrzewie.