Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 183a 2.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„wysokie progi”, nic z niego wyciągnąć nie było można.
Suchowski zdał się tylko do opowiadań o przeszłości, proboszcz dawał dobre rady, lecz był zajęty, i sam nadto dobroduszny a łagodny, aby kim mógł pokierować.
Z kobiet nikt, z powodu obawy jaką one obudzały w hrabi, nie mógł nad nim zapanować, złożyło się więc samo tak, iż jedyny człowiek, którego miał ciągle pod ręką hrabia, Rzęcki, był opatrznościowo przeznaczony na zawładnięcie poczciwym a słabym Adalbertem.
Rzęckiemu w myśli to nie postało, był młodym, wcale nie pragnął zdobywać sobie takiego stanowisk, aby z niego korzystać, i ani wiedział jak otrzymał bez trudu to, o co inni się by gotowi byli dobijać.
Adalbert go lubił, od wszystkich słyszał o nim jak najlepiej, chłopak był żwawy, roztropny, sympatyczny, i jak dawniej podkomorzyna, tak teraz hrabia, co dzień mniej umiał obejść się bez niego.
Dopatrzyli się tego zaraz wszyscy, ci szczególniej, którzy zazdrościli Rzęckiemu, usiłowano podstawić kogoć, zastąpić go, lecz wszystko się rozbiło o uporek grzeczny pana hrabiego, który wstawszy rano zapytywał zaraz o Rzęckiego i jego ostatniego odprawiał ze swojego sypialnego pokoju.
O tem spoufaleniu się z młodym oficjalistą, we dworze opowiadano sobie dziwy, gorsząc się tem, że pan hrabia wcale godności swej utrzymać nie umiał. Rzęcki siadał do stołu, temu się nie dziwowano, ale Adalbert dawał mu w salonie cygara i pozwalał je palić przy sobie, nie wydawał żadnej dyspozycji nie poradziwszy się z nim, brał go na przechadzki, sadzał jeżdżąc po folwarkach przy sobie obok na bryczce...
Rzęcki wyrosnął w ten sposób na — figurę, panna Felicja z przekąsem mu winszowała.
— Masz waćpan szczęście, panie Ewaryście — mówiła — bo gdyby Leszczyc nie leżał obłożnie chory, ho! ho! nigdy by do tego nie dopuścił.
— Niech pani wierzy, — tłumaczył się Rzęcki — ja, słowo daję, nie starałem się, nie zabiegam...
— Wierzę panu — mruczała z dwuznacznym uśmiechem panna — ale niech pan Ewaryst pamięta, że te łatwe łaski u ludzi dobrych a słabych, jak nasz hrabia bywają nietrwałe.
Ekonomowie, oficjaliści, służba nagle ton i obejście się z Rzęckim zmieniła całkiem, kłaniano mu się, przypochlebiano, a stary Brunak jeden, który zdrowiej to widział, bo poznał lepiej hrabiego, śmiał się winszując mu.
— A co? panie Ewaryście — mówił odwiedzając go — przeholowałeś nas wszystkich, stałeś się prawą ręką, pamiętajże (groził mu na nosie) że gdy teraz nasz graf głupstwo jakie zrobi, spadnie ono na ciebie.
Rzęcki się zaklinał, że o te łaski się nie starał, a stary poprawiając perukę i spluwając mruczał.
— Ja to wiem — przyszło samo z siebie. Potrzebował kogoś, nawinąłeś się, zapoznał cię. Chomont błyszczący, nie ma co mówić, ale ci szyję natrze.
— Jabym rad się go pozbyć — tłumaczył się Rzęcki.
— Chowaj Boże — odparł Brunak, gotówby sobie na miejsce wasze dobrać innego, któryby łask użył na złe. Pamiętaj tylko kiedy ci ufa, nie nadużywaj go, mów prawdę i zachowaj się jak przystało uczciwemu człowiekowi.
Adalbert, którego osobiste potrzeby były bardzo ograniczone, a największą przyjemność zawsze stanowiło, gdy mógł co komu uczynić, po pierwszych dniach zaraz faworyta w różny sposób obdarzać zaczął. Konie, bryczka najlepsza z masztarni dostały mu się pod pozorem, że musiał ciągle jeździć za interesami, potem wierzchowiec.
Hrabia słyszał, że podkomorzyna przeznaczała dla Rzęckiego wioseczkę Wólkę i naprzód kazał mu ją pojechać obejrzeć, a potem pod pozorem, że dozór był trudny, bo leżała na granicy klucza, narzucił mu ją dzierżawą.
Rzęcki tłumaczył się, że nie ma czem zapłacić tenuty.
— Dasz ją z dołu — odparł Adalbert... To dla mnie kłopot ta Wólka, ja się tam nie dopilnuję i i kraść mnie będą. Mniejsza byłoby o to co ukradną, ale kradzież człowieka psuje, nie godzi się jej dopuszczać.
Rzęcki niemal był przestraszony temi dobrodziejstwami hrabiego, a we dworze zdumienie i zazdrość wzrosły do największej potęgi.
Suchowski, Brunak i inni, którzy znali pochodzenie domniemane Ewarysta i intencje podkomorzynej dla niego, tłumaczyli to poprostu tem, że hrabia chciał wolę nieboszczki spełnić. Lecz nie wszystkim trafiło to do przekonania.
Przeciąg czasu, w ciągu którego sędzinej nie było w Zakrzewie, nadzwyczajne zmiany dokonał w stosunkach Ewarysta z panem hrabią. Jawnem było, że mu dawał przed wszystkimi pierwszeństwo.
Przychodziło do tego, że gdy z rozmaitemi przychodzono prośbami, Adalbert wprost odsyłał do pana Ewarysta, a gdy ten co postanowił, potwierdzał bez najmniejszej trudności.
Wieści o tych łaskach nadzwyczajnych młodego oficjalisty, którego z przekąsem w ten sposób mianowano, nigdzie większego i boleśniejszego nie uczyniły wrażenia, jak na rekonwalescencie Leszczycu, który chociaż powoli — przychodził do zdrowia.
Mało kto go odwiedzał i donosił mu o tem, bo jak dawniej, tak teraz przyjaciół nie miał we dworze, ale doktór Szulc i kilku różnego rodzaju pijaków, leśniczych, którzy się jeszcze obawiali Leszczyca, po cichu mu tu wieczorem plotki przynosili.
Chory nie chciał im dawać wiary w początkach, lecz gdy się to zewsząd potwierdzało, zmuszony był nakoniec pogodzić się z ze smutną rzeczywistością.