Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 173b 2.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale bo wstydzi się, kryje! — przerwała uparta matka — prawdziwie, nie rozumiem cię. Trzeba być ślepym...
Tymczasem gdy sędzina się tak z doktorem sprzeczała, hrabia, Musia i Parol zabawiali się we troje. Adalbert przygotował był jedzenie dla przyjaciela i chciał pokazać jak doskonale wyuczony był, jak posłuszny...
Postawiono talerz, pełen najsmaczniejszych kąsków pod nosem prawie pudlowi, który usiadł i patrzał na pana, czekając skinienia jego.
Zaczęła się rozmowa między nimi na migi. Hrabia to palcem wskazywał na talerz, a pies się do niego skradał powoli i zbliżał, oglądając na niego, to groził na nosie, a Parol cierpliwie przysiadał i czekał nowego skinienia. Jedzenie już miał pod nosem, patrzał na nie, nasycał się jego wonią, ale udawał obojętnego, aż ruch ręki dozwolił skosztować. Tak... tylko skosztować, bo hrabia nielitościwie syknął, pies oblizał się, porzucił kość i usiadł spokojny. Musia uradowana śmiała się i głaskała go. Adalbert po kilkakroć powtarzał te próby psiej cierpliwości, aż naostatek sędzianka wyprosiła, że pudlowi dozwolono spokojnie miskę jego wypróżnić...
Ten popis wprawił hrabiego w bardzo dobry humor, bo rozum i wychowanie Parola miał na sercu niemal tak jak swoje własne. Począł potem Musi opowiadać dzieje swojego faworyta, jak go wziął na opiekę i wychowanie małem szczenięciem, ile miał z nim kłopotów, dopóki nie zrobił z niego tego wzoru dobrego psiego wychowania, jakim był teraz Parol niezaprzeczenie. Adalbert pamiętał wszystkie szczegóły, opisywał wszelkie środki pedagogiczne, jakich używał dla rozwinięcia jego intelligencji, przymiotów, serca i cnót towarzyskich.
— Teraz, powiadam panience — dokończył — mogę iść o największy zakład, że drugiego takiego psa, choćby nawet pudla, nikt mi nie pokaże. Te niby uczone pudle, co to z niemi jeżdżą niemcy po świecie, nie zaprzeczam, że są nieźle wytresowane, ale wiele sztuk, z tych które pokazują, polegają na zręcznem oszustwie, a co mój Parol umie, to już gruntownie i naprawdę...
Rozmowa nader niewinna o pudlu z Musia przeciągnęła się dosyć długo, a sędzina z oczów na chwilę nie spuszczała tej pary, dopatrując się w panu hrabi i jego obejściu się z córką, cale innych symptomatów, niż doktor Szulce, który był przekonanym, iż hrabia wcale się zakochać nie myśli...
Pardwowska uporczywie przy swojem stojąc, i wbiwszy sobie raz w głowę, że jej obowiązkiem jest wydać córkę za hrabiego, osnuła sobie cały plan postępowania. Obrachowała, że nieśmiałego starego kawalera należało naprzód ośmielić i nieco popchnąć... następnie miała za obowiązek, otwarcie, stanowczo się rozmówić z Rzęckim i w imie sumienia skłonić go aby się oddalił a Musi świata nie zawiązywał.
Dopiero potem, na samym ostatku, miała przypuścić szturm do córki, najtrudniejszy dla jej serca, i dlatego odłożony na koniec.
Sędzina miała się za nader zręczną, i obiecywała sobie wszystko to doprowadzić do pomyślnego końca...
Doktor Szulce przepisawszy co około chorego czynić miano, przyrzekł go nawiedzać i odjechał, a Pardwowska zaraz następnego dnia, przygotowawszy argumenta, ułożyła się tak, aby po obiedzie sam na sam z hr. Adalbertem mogła pozostać.
Nie przewidywał on pewnie co go czekało, przez grzeczność słuchał często długich nudnych paplanin szanownej kuzynki, zaledwie jej jakiem słówkiem przerywając... i tym razem z rezygnacją gotował się usłyszeć coś o Trockich lub Osmólskich, jak zwykle.
Tymczasem sędzina bardzo zręcznie skręciła na ogólne zagadnienie ożenienia, wyboru mężów i żon i zmusiła hr. Adalberta do roztrząsania z sobą tego ważnego przedmiotu. Pardwowska bardzo zuchwale wkroczywszy in medias res, poczęła od pytania, à brule pourpoint, dlaczego się hrabia nie żenił?
Wielkiemi oczyma spojrzał na nią zagadnięty, zarumienił się nieco, pomyślał i w prostocie ducha odpowiedział:
— Nie trafiło się, nie myślałem o tem, a wreszcie i położenie moje nie dozwalało.
— No — odparła śmiało sędzina — ale hrabiemu czas nie minął. Jesteś doskonale zakonserwowany, masz teraz piękna pozycję na świecie, możesz o tem pomyśleć i powinieneś. Możesz kobietę jaką poczciwą szczęśliwą uczynić i sam jeszcze stracone powetować lata.
Hrabia zmięszał się bardzo.
— Ale, zmiłujże się, pani sędzino dobrodziejko — rzekł. — Chyba żartujesz ze mnie? Mam już sporo siwych włosów, no i metryka pokazuje, że się zbliżam do tego terminu, w którym już ani się sam człek żeni, ani żenią go ludzie, tylko djabeł chyba...
— Co za wiek? jaki wiek? — żywo, nie dając mu dalej mówić ciągnęła Pardwowska. — U nas w Polsce ludzie bywało i w siedmdziesięciu leciech się żenili, dochowywali dziatek i byli szczęśliwi... Hrabia nie wygląda nawet na czterdzieści, słowo daję... jesteś zdrów, rumiany...
Adalbert spuścił oczy jak panienka, której prawią komplementa, milczał chwilę, a potem odezwał się poważnie:
— Wcale się żenić już nie myślę. Był na to czas ale przeszedł, mam nałogi starokawalerskie. Co mi potem, że wyszłaby za mnie jaka biedna istota, któraby potem opłakiwała swe losy.
— Dlaczego! dlaczego! słowo daję, że nie rozumiem hrabiego — odezwała, się nie dając zbić sędzina. — Ja obstaję przy tem, nietylko dla fantazji, ale z obowiązku, powinieneś się hrabia ożenić i podzielić tem, czem Pan Bóg dał z dobrą jaką a ładną dziewczyną, któraby go uczyniła szczęśliwym...
Adalbert słuchał obojętnie, nie trafiało to do jego przekonania. Sędzina raz począwszy niewyczerpanemi szafowała argumentami, przywodziła mnogie przykłady małżeństw, równie napozór niedobranych wiekiem, które pomimo to bardzo były szczęśliwe.
— Nie, nie — mówiła — my hrabiemu nie pozwolimy tak samotnie się tu nudzić w Zakrzewie. Familja, sąsiedztwo, wszyscy sobie tego życzą, abyś się ożenił, wszyscy, jak ja, znajdują to stosownem, koniecznem, przyzwoitem. My kochanemu kuzynowi wyszukamy, znajdziemy taką towarzyszkę, żebyś się do niej mógł przyzwyczaić...