Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 168b.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ileż podkomorzyna przeznaczała na te legaty? — zapytał hrabia.
— A! mój Boże! tego ja spamiętać nie zdołam — odparł Suchowski. — Zapisów znacznych nie było, chciała dać wszystkim ale potroszę, bo mówiła często, iż ludzi psuć datkami nie należy, ale im pomódz do własnej pracy i dorobku.
Może dla jednego Rzęckiego trochę rada była więcej przeznaczyć, a i tego się wstydziła, kosztowało ją wiele nieboszczyka syna obwinić niejako przez to i zaszkodzić jego pamięci.
A! panie hrabio — mówił ciągle powoli Suchowski — nazywano ją słabą, zarzucano wiele nieboszczce, a była to dusza śliczna, serce złote, niewiasta delikatności pełna.
Gdyby lat parę żyła dłużej — mówił Suchowski — byłaby może cel osiągnęła nie wytykając tak Rzęckiego, bo chciała go ożenić z sędzianką Pardwowską i ją dla niego wyposażyć. Tak dawszy obojgu potroszę, byliby mieli dosyć na początek.
Hrabia zatarł ręce, uradowała go własna przenikliwość.
— Ja uważałem, że młodzi mają się do siebie, choć nie wiedziałem o niczem. Bardzo mnie to cieszy... Rzęcki mi się zdaje poczciwym człowiekiem, a panienka...
— Śliczne było dziecko... dawno jej nie widziałem — odparł Suchowski — i musi być nie głupia, bo matce też na sprycie nie zbywa, tylko niepomiernie gadatliwa.
Hrabia potakująco skłonił głową.
— Cała nadzieja — dodał staruszek — że dziecku tak ta gadatliwość dokuczy, iż się jej później strzedz będzie.
Tak rozpoczęta dobrze rozmowa, gdy stary się coraz bardziej przekonywał, że hrabia miał chęci najlepsze, szła potem z coraz większą z jego strony otwartością i przeciągała coraz dłużej za każdym razem.
Hrabia przesiadywał by był może więcej jeszcze przy Suchowskim, gdyby nie okoliczność tycząca się Parola.
Brunak i staruszek mieli faworyta kota, którego przytomność choć zdala niepokoiła pudla. Miał zaś taką niepohamowaną nienawiść ku całemu plemieniowi kociemu, że żadna siła ludzka wstrzymać go nie mogła od rzucania się na kota jakiego gdziekolwiek spotykał. Najsroższe karcenie niepomagało, Parol poddawał mu się potem z rezygnacją, lecz od duszenia kotów nie umiał się powściągnąć.
Wiele ich padło ofiarą tej nienawiści, a hrabia za nie płacić musiał i cierpiał za Parola...
I tu więc zachodziło niebezpieczeństwo, że faworyt dwóch starców, który myszy nawiedzające dworek tępił, mógł Parolowi dostać się w pysk... i być zadławionym.
Uratować od pudla raz pochwyconego kota nie było środka, nie puścił go dopóki nie udusił. Często wychodził z tych walk podrapany i pokąsany okrutnie, okrwawiony — ale przykładu nie pamiętał hrabia by żywą ofiarę mu wyrwał.
Dlatego na następne odwiedziny przestał bierać[1] pudla, a gdy długo był go pozbawionym, tęsknił, lub raczej litował się nad cierpieniem opuszczonego.
Potrzeba naówczas widzieć hrabiego i faworyta, gdy się po nieco dłuższem rozstaniu spotykali znowu. Pies szalał, ale i hrabia też do tego zapominał się stopnia, iż biegał czasem i skakał z nim, czego potem, gdy go podpatrzono, niezmiernie się wstydził.
Parol witał go szczekaniem, hrabia zwykle mowę miał pochyliwszy się do niego.
— Widzisz ty, dudku jakiś... powróciłem... Czegóż było probować wyć, kiedy wiesz, że ja tego nie lubię.
Widzisz! a! widzisz — ja ci zawsze mówię, głupi jesteś, trzeba mieć rozum.
Pies coś odpowiadał, hrabia ciągnął dalej i wedle wszelkiego podobieństwa, musieli się doskonale rozumieć, bo po upływie pewnego czasu hrabia się uspakajał, pudel wracał do zwykłego trybu zachowania się i napiwszy się wody, najczęściej kładł u nóg pana, jakby go napominał, ażeby się odchodzić nie ważył...
Naówczas Adalbert jak przykuty, dla miłości psa siedział często godzinami, brał tom „Tysiąca nocy“, probował czytać, dumał, spoglądał na usypiającego przyjaciela i znajdował, że bez tego pudla źleby mu na świecie było. Któżby go tak jak on kochać potrafił? Ktoby go tak rozumiał? Ktoby posłuszniejszym był i powolniejszym?
Z trwogą czasem myślał hrabia co pocznie, jeżeli Parol, zestarzawszy, opuści go? Nieraz zawczasu o następcy dumał, o przysposobieniu sobie młodego Parola, lecz toby mogło zatruć goryczą dni pudla, który był zazdrosny, a wreszcie, czyż kiedykolwiek jaki drugi pies mógł temu być równym i nieporównanego, nieoszacowanego zastąpić




Spodziewano się lada chwila powrotu Leszczyn z gołębiami i hrabia, króry za nim wcale nie tęsknił, ale przyszłych wychowańców był ciekawym, wspominał o nim porankami, dziwując się opóźnionemu przybyciu — gdy dnia jednego bardzo rano, służący Biedroń, który do osoby hrabiego był przywiązany, wszedłszy do sypialni, postawiwszy mu kawę którą zwykł był przynosić, okazał po sobie wyraźnie, iż coś miał do powiedzenia, a nie śmiał.
Hrabia, jak wiemy, do zawiązywania rozmów nie był skory, a plotek niecierpiał.

— Coś się stało, proszę jaśnie pana we dworze — zamruczał, nie mogąc powstrzymać języka, Biedroń.

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; winno być zabierać lub brać.