Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 131b 2.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zywał się cicho. Korzystał z tego senator i perorował zamaszysto, na wyprzódki z sędziną, która niecierpliwiła go przerywając mu, sprzeczając się i zabierając głos co chwila.
Mniej szczęśliwie szło chcącemu się też z czemś popisać Augustowi Feliksowi, bo pan Florjan wprost mu usta zamykał.
Hrabia Adalbert przekonał się przy tym obiedzie, że dla niego najwygodniej było, gdy się towarzystwo powiększało. Mógł milczeć — wyręczano go... Zmęczył się, prawda — ale wyszedł cało.
Goście wszyscy właśnie z jadalni przeszli byli do salonu na czarną kawę, gdy opóźniony, zjawił się tu, w wytartym fraku pomiętym, wesół i głośno wykrzykujący pan Walerjan.
Nikt nie wiedział kiedy i jak tu przybył. Nie mając własnych koni ani wózka, wszystkie swe podróże odbywał on zwykle incognito, na chłopskich i żydowskich furkach, ale też nie zajeżdżał nigdy na dziedziniec, ale kędyś od tyłów nieznacznie i dopiero ulokowawszy się w pierwszej lepszej izdebce, ubrawszy — przybywał na pokoje.
Zjawienie się jego na twarzy senatora wywołało grymas, którego nie dostrzegli wszyscy.
Walerjan zaprezentował się hrabiemu całując w ramię, co go nieco przestraszyło, przywitał potem wszystkich dowcipując, skłonił się aż do ziemi pysznemu bratu i puścił wodze gadatliwości tak swobodnie, że brata Florjana zmusił do milczenia, a z sędziną we dwoje... uwolnili innych od utrzymywania rozmowy.
Z pod oka przypatrywał się tym czasem przybyły hrabiemu — i nie bardzo mu się podobał.
Zakłopotana jego mina, pokora, grzeczność milcząca, kazały się domyślać kwaśnego i surowego człowieka, a takich, żywota nie umiejących należycie zużytkować, pan Walerjan nie lubił.
W duszy powiedział sobie:
— O! to ptasio!
Sokalski, który po kilku godzinach męczarni widział, że hrabia już nadzwyczaj zmęczony, ledwo dotrzymuje placu, mając litość nad nim, pod jakimś pozorem wyprowadził go do drugiego pokoju.
— Niech pan hrabia idzie do siebie i spocznie — rzekł. — Oni się porozchodzą, a póki pan tu, żadne się z nich nie ruszy.
Z wielką pociechą duszną Adalbert pośpieszył do sypialni, w której biedny Parol, zamknięty czekał na niego. Powitanie było czułe... Hrabia siadł i wziął go obu rękami za uszy.
— Bieda! Parolu! — westchnął.
Gdy się to działo — goście widząc, że hrabia nie wraca — zwolna plac boju opuszczać zaczęli.
Pierwszy wyniósł się pan starościc Florjan, aby niemiłego brata uniknąć — za nim poszła sędzina z córką, przenosząc się do Fryczewskiej.
Trocka z synem (w kątku), muzyk i pan Walerjan zostali trochę dłużej w salonie.
August Feliks z panem Walerjanem nie był ani źle ani dobrze — znosili się wzajemnie. Zebrali się razem z Trocką do gromadki.
— No cóż państwo mówią o hrabi! — spytał po cichu Walerjan — hę?
Trocka spuściła oczy — milczenie mówiło, iż nie wiedziała jeszcze co zawyrokować. Muzyk zniżywszy głos bardzo, szepnął.
— Jest, panie, oryginał... Kto go wie co w nim siedzi, tu nikt nie może powiedzieć o nim, ani czarno, ani biało, ale to pewna, że ten kamerdyner (wskazał w dali Sokalskiego) ten tu jest wszystkiem...
Jak on zagra, tak hrabia tańcuje.
Trocka ruchem głowy potwierdziła.
Walerjan popatrzył ciekawie na kamerdynera...
Ucichli.
— I to nie dobra jest rzecz — dodał muzyk, — że nie gada. Kiedy człowiek gada, to się wygada, a ten milczy i ani pary nie puści.
— To źle — zaopinjował pan Walery.
Zaczęli wszyscy szeptać między sobą, a po chwilce razem poszli do Fryczewskiej, gdzie się znaleźli znowu z sędziną i Musią.
Tu także, lubo oględniej, mówiono o tym człowieku, który najmocniej każdego obchodził. Musia jedna stanowczo brała jego stronę.
— Jak mamcię kocham — mówiła — jemu z oczów dobrze patrzy. Dumy nie ma najmniejszej, łagodny. Niech sobie kto mówi co chce, a mnie i on i pies jego się podobał.
Sędzina wstrzymała to wynurzenie się córki naiwne, ale Musia przy swoim zdaniu została.
Pomiędzy służbą i oficjalistami, zdania bardzo też różne krążyły o nowym dziedzicu.
Obawiano się go. Ze wszystkich jeden Rzęcki, który się najmniej spodziewał, najmniej się też lękał, a po pierwszych spotkaniach z hrabią, zupełnie się ośmielił i był z nim właśnie na takiej stopie, która ma najlepiej przypadała do smaku.
Po pierwszem ceremonjalnem przedstawieniu się, Rzęcki nie narzucał mu się, ale przypadkiem dwa czy trzy razy się spotkali około domu i w ogrodzie sam na sam. Być może, iż Adalbertowi ten młodzian wesół, dosyć śmiały, z otwartą, poczciwą swą fizjognomją, przypomniał własną młodość, ale powziął ku niemu sympatję. Ile razy się z nim spotykał, poczynał chętną rozmowę, zaczepiał sam, słuchał go, uśmiechał mu się, a że rekomendacja Parola także miała u niego znaczenie, pudel zaś bardzo był dla Rzęckiego grzecznym, hrabia też spoglądał na niego dobrem okiem.