Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 092a 2.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zajmuje się ekonom Zawistowski, ale on tak jak rządcą jest, kasę miał pan Brunak. W pałacu staruszka, krewna i wielka przyjaciołka nieboszczki, gospodarowała dawniej i nazywa się, że i teraz gospodaruje, pani łowczyna Fryczewska, ale wszystko jest w rękach panny Felicji. Szkody nie będzie żadnej, bo pilność jest wielka...
Hrabia dał znak ręką, że go to nie wiele obchodziło. Leszczyc ciągnął dalej, nie dając sobie przerywać.
— Pani Fryczewska tak jak i nieboszczka, z krzesła się już nie rusza, stara, niedołężna... Za to panna Felicja dobrze strzeże wszystkiego...
Głos Leszczyca tak jakoś draźnił Parola, że wstał i powtórnie poszedł wąchać, dokoła go obwąchał i wrócił położyć się przy panu.
— Pustki jaśnie pan teraz znajdzie w Zakrzewie, bo familja się rozpierzchła po śmierci jaśnie pani, ale za jej życia pełne były wszystkie kąty zawsze.
— Któż tam przebywał z rodziny — począł hrabia.
— To i zliczyć trudno — rzekł Leszczyc — z dalszych i bliższych: Osmolskich, Pardwowskich, Trockich — całe familje w pałacu i oficynach miesiącami i latami przemieszkiwały... Pani sędzina Pardwowska z córką Emmą, pani Trocka z synem... Osmólskich trzech, no — i ten muzyk...
— A teraz ich tam niema? — wtrącił hrabia.
— Rozjechali się — rzekł leśniczy — ale jak się tylko o przybyciu jaśnie hrabiego dowiedzą, to juści się zlecą zaraz ze wszystkich stron...
Leszczyc miał ochotę rozgadać się więcej, ale hr. Adalbert poczuł taki jakiś wstręt do niego, iż o nic już nie badając — wstał, dając mu znak, że mógł odejść sobie.
Leśniczy wstrzymał się chwilkę.
— Jaśnie pan pozwoli — rzekł, kłaniając się — kiedy już byłem tak szczęśliwym, żem pierwszy mógł pokłonić mu się, abym nie był ostatnim w łaskach jego... Wiernym sługą, jak byłem dla nieboszczki, tak...
Hrabia skłonił mu się i przerwał.
— Bardzo dobrze — będę pamiętał.
Leszczyc pokłonił się raz jeszcze i wyszedł, a Parol natychmiast miejsce które zajmował przy drzwiach począł badać, nosem doprowadził ślad do progu i mrucząc powrócił na stołek u okna.
Na wychodzącego od hrabiego Leszczyca, czekał w bramie kamerdyner Sokalski... W istocie teraz miał się począć egzamin na serjo — i dwaj godni siebie zapaśnicy stawali przeciwko sobie.
Adalbert raz doznawszy jakiegoś nieprzyjemnego wrażenia na widok Leszczyca — już dalej badać go sobie nie życzył... Sokalski spodziewał się wyciągnąć z niego co mu było potrzeba.
Leszczyc czuł się z nim poufnym i śmielszym.
— Cóż? już po rozmowie z panem hrabią? — zapytał Sokalski.
— A już... Zdaje się, że jaśnie pan zmęczony...
— Oczywiście, po podróży — rzekł kamerdyner — człowiek już nie tak młody, do wygód przywykły, a tu u was, w tym kraju niekoniecznie mile się podróżuje... Żeby choć w tym Zakrzewie co potrzeba nie zabrakło...
Leszczyc aż się cofnął.
— Co pan mówi? — zawołał — ależ tam ino chyba ptasiego mleka żądać... Przecież nieboszczka podkomorzyna też była nawykła do wszelkich wygód, pałac na pańskiej stopie.
— No, tak — wtrącił kamerdyner — aleśmy słyszeli, że ją tam pasożyty objadały i ładu wiele nie musiało być, jak to zwykle przy kobiecych rządach... a co dopiero, gdy staruszka chora się z krzesła nie ruszała!!
— O! pięknieżcie tam gospodarować musieli! — śmiejąc się, mówił Sokalski. — Leszczyc uśmiechał się także, ale namyślał o ile mógł potwierdzać — a czemu zaprzeczyć...
— No — rzekł po chwilce — pewnie, że tam niejedno może mogło się skrupulatniej wykonywać, bo pani była powolna, ale wielkiego rozgardjaszu u nas nie było też... a, słowo panu daję, choć ja sam się liczę do jej oficjalistów — miała uczciwych ludzi o koło siebie.
Sokalski jakąś dwuznaczną minę zrobił. Dobył z kieszonki cygara, jedno z nich ofiarował Leszczycowi i rzekł:
— Chodźmy gdzie przysiąść.
Szli tedy wzajemnie sobie obiecując dobyć z siebie potrzebne wiadomości. Leśniczemu nie zbywało na przebiegłości, ale Sokalski doświadczeniem, rozumem, wykształceniem o wiele go przechodził. Można było z góry przewidzieć, kto pozostanie zwyciężcą...