Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 078a.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Odwiedziny te i to w bardzo krótkim czasu przeciągu po przybyciu do Brodnicy — nie były bez znaczenia. Coś pilnego musiało hr. Albina tu prowadzić.
Zdala jednak, gdy Adalbert mógł już twarz kasyna rozeznać lepiej, a znał dobrze wyraz jej i znaczenie jego, — nie dostrzegł ani troski, ani zakłopotania. Owszem oblicze było dziwnie rozjaśnione, wesołe, rozpromienione i dobrze wróżyło...
Adalbert stanął w furtce od drogi i zdjąwszy czapeczkę, uśmiechnięty, wraz z Parolem oczekiwał na coraz żywszym krokiem podchodzącego kuzyna, który stanąwszy u furtki, podał mu rękę śmiejąc się. Adalbert pocałował go w ramię.
— Zdziwisz się może — odezwał się wesoło hr. Albin, który nie wchodząc do dworku, siadł na ławce w ganku — że mi tak pilno było pokój tobie zamącić? hę?
Ale nie bój się, kłopotu ci nie przynoszę, owszem, coś nawet nadzwyczaj pomyślnego... ale też nadzwyczaj niespodzianego.
Mówiąc to hrabia wpatrzył się w stojącego przed sobą kuzyna, uśmiechnął się, wyciągnął rękę i — dodał:
— Przyjechałem ci powinszować, kochany Adalbercie..
— Mnie? czego? — odparł przestraszony kuzyn.
— Nie chciałem zawczasu i napróżno ci o tem oznajmować — dodał Albin — ale teraz, gdy to już jest stanowczem, niewątpliwem, dłużej ci tego skrywać nie mogę. Podkomorzyna Osmólska, siostra matki twojej, z którą, jak wiesz, stosunki były oddawna zupełnie zerwane — umarła bezdzietna — majątek bardzo znaczny, klucz na Wołyniu, Zakrzew — spadł na ciebie...
Adalbert słuchał, słuchał, a hrabia dokończył już i czekał odpowiedzi, gdy jeszcze jak osłupiony, zbladły, zebrać się na nią nie mógł.
Oznajmienie to nietylko że nie uczyniło na nim wrażenia radosnego, ale zdawało się — zabójczem.
Zwolna załamał ręce... ramiona mu się podniosły... wstrząsł się cały.
— A mnie to na co! — zawołał — mnie, sukcesja! majątek! Zlituj się, hrabio, nie żartuj!
— To wcale żarty nie są — rzekł bardzo serjo hrabia. — Chociaż podkomorzyna Osmólska, jak powszechnie utrzymywano, miała zrobić testament, pomimo najpilniejszego poszukiwania, nie znaleziono go... Jesteś jedynym, najbliższym, niezaprzeczonym spadkobiercą. Przynoszę ci na to dowody.
Adalbert stał wciąż osłupiały, czoło mu się pogarbiło, ręce drżały...
— Ale ja tego spadku nie chcę — zawołał nareszcie. Nowego życia rozpoczynać wcale nie myślę, dobrowolnie się w ukrop rzucać... niech mnie Bóg obroni...
— Nie wiesz co odrzucasz — począł powoli hr. Albin. — Popełniłbyś szaleństwo... Zakrzew, potrąciwszy ciężary na nim, o co się informowałem pilno, wart z jaki miljon złotych...
— A mnie miljon do czego! — przerwał oburzony niemal Adalbert. — Jabym go musiał spłacić spokojem, zmianą życia i obyczaju, byłbym najnieszczęśliwszy... Nie chcę — nie chcę!
I zakrył sobie twarz rękami.
Hr. Albin uśmiechał się.
— No, no — rzekł — ostygniesz, rozmyślisz się... Jesteś dziwak, to wiadomo, niewiele ci potrzeba, takim cię znamy, wszystko to prawda... ale majątku nikt nie odrzuca dlatego, iż on go zobowiązuje włożyć frak i białe rękawiczki...
— Nietylko frak, nietylko rękawiczki — gorąco począł Adalbert — ale wdziać potrzeba nową skórę, zasakryfikować szczęście, spokój — całego siebie.. Nigdy w świecie! nigdy w świecie.
— Mój kochany Adalbercie — surowiej odezwał się J. Ekscelencja — to są wszystko dzieciństwa... Masz obowiązki względem rodziny, nie godzi ci się wyrzekać spadku, któryby poszedł na kolatoralnych i dla Widawów przepadł. Ja na to nie pozwolę...
Adalbert, mimo poszanowania dla głowy rodziny, śmielej niż zwykle się odezwał:
— Nie zapominaj hrabio, ile ja mam lat... rozpoczynać nanowo, na scenie mi nieznanej życie, dla mnie wstrętliwe... tego miljon nie opłaci. Na co mi ten Zakrzew i te pieniądze? ja niczego nie potrzebuję przy łasce waszej... nic nie chcę!
Otarł pot z czoła.
Rozmowa musiała być niezwykle ożywioną, gdyż Parol, wpatrujący się w swojego pana, uznał ją za niepokojącą, i — łagodnie łapą skrobnął Adalberta, jakby zapytywał czy nie ma mu co do rozkazania. Na hr. Albina, dla którego zawsze był z wielkim szacunkiem, pudel tym razem spojrzał tak groźno, jakby go obwiniał o naruszenie spokoju i gotów się był rzucić na niego.
Jeden ruch ręki rozumnego Parola przywiódł do — pomiarkowania, poszedł pod ławkę drugą, i siadł zdala już tylko przysłuchując się rozmowie ożywionej.