Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 0186 1.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Czy w istocie natura jego krzepka tego rodzaju kuracji potrzebowała, czy chwilowo i sztucznie wywołała ona cokolwiek sił... Leszczyc się uczuł lepiej trochę, a ta nadzieja dźwignęła go zaraz na duchu.
Kładł się, wstawał, walczył, nie poddając znękaniu. Myśli jakieś i projekta po całych dniach go zajmowały. W kilka dni potem sprobował wyjść na galeryjkę, odetchnąć powietrzem świeżem i jak upojony niem powrócił do izby.
Ręce mu się jeszcze trzęsły, nogi były słabe, w oczach się ćmiło czasami, lecz z biedą mógł się przechadzać po izbie i zdawało mu się, że polepszenie z każdym dniem było widoczniejszem. Wprawdzie przybyły doktor Szulce nakazywał spoczynek jeszcze i djetę, ale Leszczyc słuchać go nie myślał. Milczał gdy mu radził i lekarstwa za okno wylewał.
Bądźcobądź, więcej silną wolą niż innemi środkami Leszczyc czuł się na drodze wyzdrowienia, choć sam wątpił, ażeby mu dawne siły i żelazna wytrzymałość powrócić mogła. Każdego dnia coraz sobie pozwalając więcej, zszedł potem z baszty na wały i próbował chodzić trochę, choć o kiju.
We dworze mówiono, iż Leszczyc się wprędce pewnie pokaże i powróci do obowiązków, a hrabia zasłyszawszy o tem, przyszedł sam powiedzieć, aby się nie kwapił i wypoczął dobrze.
Przy tej zręczności leśniczy zaczął narzekać na swą słabość z obawą, aby ona w lasach nadużyć i szkód nie była przyczyną...
Uspokoił go hr. Adalbert.
— Choćby tam jaką sosnę skradli — rzekł — przecież życie ludzkie i zdrowie warto więcej.
Leszczyc pośpieszył się oświadczyć, że życie i zdrowie gotów był poświęcić dla wierności w służbie pańskiej.
Szafował podobnemi zapewnieniami zawsze i zdawało mu się, że one nie przechodzą bez pewnego skutku.
W pałacu sędzina po stosunkowo nie długiej nieobecności, znalazła wiele rzeczy, jeżeli nie zmienionych, to dobitniej teraz rzucających się jej w oczy.
Milczące, ostrożne i nie wydające się z tem co myślały, stara Fryczewska i panna Felicja, z pewną zazdrością mówiły coraz o rosnących łaskach Rzęckiego, a szczególniej o wypuszczeniu mu Wólki.
Nie wątpiono, iż Ewaryst umiał to sobie wyrobić, chociaż nie tylko się nie starał, ale wymówić się usiłował od przyjęcia. Nie uszły też baczności długie na osobności rozmowy z nim hrabiego.
Musia dowiedziawszy się o tem, uszczęśliwiona rzuciła się matce na szyję, a ta — chociaż nigdy dziecku ukochanemu sprzeciwiać się nie chciała — na ten raz kwaśno to przyjęła.
— Masz się czem cieszyć — wybuchnęła nareszcie. — Nie rozumiesz ani twego własnego, ani mojego interesu... Dla nas tu nie ma szkodliwszego człowieka nad twego pana Ewarysta... Nie chcę o tem wiele mówić, ale mnie oburza ten egoista.
Tyś ślepa... hrabia się w tobie kocha... to widoczne, a przy nim okazujesz Ewarystowi tyle uprzejmości, że gotów myśleć, iż jest romans między wami.
— Nie wiem co mama romansem nazywa, — odparła ośmielając się Musia — lecz tego się nie zapieram, że Rzęckiego kocham oddawna, jakby był moim bratem.
— Toby ci nie przeszkadzało przecie pójść za hrabiego i mnie i siebie uczynić szczęśliwą, jeżeli kochasz go tylko jak brata.
Musia spuściła oczy.
— Hrabia o mnie nigdy nie myślał, a ja za niego wyjść dla pieniędzy bym się wstydziła — rzekła Musia. Jest dla mnie dobrym i grzecznym, ale ręczę mamie, że ani ze mną, ani z żadną się nie ożeni.
Sędzina skrzywiła się.
— Bądź pewna — rzekła — że ja, co dłużej od ciebie żyję na świecie, trochę też lepiej niż ty znam ludzi. Gdyby nie Rzęcki, byłabyś hrabiną, a potrzeba żebyś i to wiedziała, że póki ja żyję, za niego cię nie wydam, choćby mu hrabia nietylko Wólkę, ale i drugi folwark puścił dzierżawą.
Musia śmiało popatrzyła na matkę.
— Wszakże o ożenieniu nigdy mowy nie było jeszcze — odezwała się. — Rzęcki się nie oświadczał, ale niech kochana mamcia będzie pewna, że Musia, jeżeli się sama nie wyda za kogo, nikt jej nie zmusi wyjść za mąż przeciw woli i sercu.
Rozmowa przybrała ton tak niezwyczajnie poważny, iż sędzina się zlękła i pośpieszyła ją przerwać uściskiem.
— Musiu, złoto moje — zawołała — ja ciebie jedną mam! Jakże ty pomyślić mogłaś, że jabym ciebie poświęcić chciała i uczynić nieszczęśliwą.
Sprzeciwiam się Rzęckiemu, bo ty jesteś czegoś lepszego warta.
Córka odpowiedziała jej uściskiem.
Zgoda na chwilę nie zakłócona, ale zagrożona — przywróconą została, ale sędzina z uporem sobie właściwym, nie wyrzekła się nawracania.
— Mam nadzieję — rzekła — że Musia ze swoim rozumkiem, z główką i serduszkiem, powoli przejrzy i