Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 0091 1.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Adalbert zwyczaj miał pilno się przypatrywać zwierzętom, które hodował, ich obyczajom, i motywa postępowania odgadywać się starał.
W spokojnem swem życiu przeszłem nie mając wiele do czynienia, zabawiał się tem czytaniem w psich i ptasich duszach. Chociaż teraźniejsze położenie, zupełnie zmienione, dawało mu wiele do myślenia o sobie samym, choć ciężko mu przychodziło dźwigać brzemię narzucone wypadkami — hrabia nie mógł wyrzec się starych nałogów i, jak dawniej, zajmował się psychologją swojego faworyta...
Uderzyło go instynktowe postępowanie zwierzęcia, które mimowoli porównywał do swojego.
Parol był zuchwały, odważny — i wcale dobrze na tem wychodził; korzył się na pozór przed panem, ale swoje robił i samoistności się nie wyrzekał. Grzecznym był względem Sokalskiego i dla hrabiego, co nieprzeszkadzało mu iść za swojemi przekonaniami w stosunkach do kur, gęsi i do obcych kundlów...
Hrabia pomyślał sobie, że Parol może miał słuszność, chociaż więcej instynktowo niż rozumowaniem dochodził do reguł, któremi się rządził...
Adalbert miał tak mało czasu do zastanowienia się przed wyjazdem nad przyszłym programem — że w drodze dopiero począł rozbierać co mu czynić wypadnie. Hrabia Albin narzucał mu swoją wolę, tak jak on Parolowi, dlaczegóżby on tak jak Parol, akomodując się grzecznie, nie miał iść za instynktem własnym!
Ten zaś instynkt mu wskazywał, że ów spadek, który on miał wydrzeć krewnym dalekim, jemu był wcale niepotrzebnym. Tak doskonale sobie skromne swe życie, spokojne ułożył bez niego, iż się do końca obejść mógł, nic nie przywłaszczając, nie odbierając nic nikomu.
Sokalski, z rozkazu swego pana wpajał mu cale inne obowiązki i zasady — lecz byłoż koniecznością niewolniczą słuchać Sokalskiego? Wojny z nim pewnie prowadzić nie chciał, ale mógł jednak po cichu i ostrożnie iść po własnej myśli do swojego celu.
Skromny i niewiele ufający sobie hrabia Adalbert czuł ogromną umysłową wyższość nietylko hr. Albina, ale kamerdynera Sokalskiego — nie rozpaczał jednak, że silnie sobie postanowiwszy nie poddać się ich dyktaturze, mógł się od niej zręcznie obronić.
Nie nawykłemu do udawania musiało to przyjść z ciężkością — ale ufał, czystym będąc w sumieniu, że niczyjej krzywdy nie pragnąc, postawi na swojem.
Z Sokalskim więc, będąc w ciągu drogi na coraz lepszej stopie, starał się go ukołysać, uspokoić, ubezpieczyć przybywszy zaś na miejsce, postanowił bacznie się rozpatrywać — i nie wiążąc się ani Albinem ani Sokalskim, postąpić wedle własnego sumienia i przekonania.
Mocno to sobie postanowiwszy, hrabia Adalbert jechał już potem na umyśle uspokojony i zabawiał się Parolem, który w ciągu podróży uczynił widoczne postępy, ucząc się wielu potrzebnych życia prawideł, o których wprzódy nie wiedział.
Tak naprzyklad drób po karczmach, który z początku go drażnił, teraz stawał mu się obojętnym, z żydów napastował tylko więcej obdartych... Za ptaszkami małemi wcale się nie uganiał, przekonawszy się, iż to się na nic nie zdało... Odkrył w sobie za to talent nowy — w izbach karczemnych, uwijającej się śmiało myszy zręcznie łapał, porywał je zębami za kark, strząsał niemi po kilka razy i kładł potem przed sobą — nie łakomiąc się na tę zwierzynę. Z miny jego można było nawet wnosić, że dotknięcie jej zębami przyjemności mu nie czyniło...
Chociaż na popasach i noclegach Parol, oprócz kości, resztek jedzenia, otrzymywał zawsze osobną dla siebie przy gotowaną potrawę — choć nie zbywało mu na niczem, choć się wysypiał do woli — jednakże kilka dni podróży widocznie go wychudziło. Oczy patrzyły wesoło, zdrów był, ożywiony — lecz pozbył się tego zaokrąglonego brzuszka i fizjognomji faworyta bezczynnego, jaką miał w domu — odmłodniał.
Hrabia uśmiechając się, myślał sobie, że może i na nim ta wędrówka przymusowa, ruch, troski, ten sam wywrą wpływ — przywracając siły młodsze, zaniedbane i niezużytkowane.
Lecz żal, żal mu było tej egzystencji, której się wyrzec musiał, tak błogosławienie jednostajnej, tak szczęśliwie dzień do dnia podobnej, tak uregulowanej i zabezpieczonej od wszelkiej katastrofy, a nadewszystko od wszelkiej odpowiedzialności. Jako narzędzie posłuszne w ręku hrabiego Albina, był swobodnym i szczęśliwym...
W Zakrzewie czekała go praca, odegrywanie roli, umiejętne wyślizgiwanie się z rąk Sokalskiego, naostatek zapoznanie się z liczną rodziną, rezydentami, oficjalistami, względem których jak się miał znaleźć — nie wiedział.
Wbił sobie w głowę, że testament zatracony podkomorzynej musiał istnieć, że on miał obowiązek