Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 0086 1.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gdyby mu tu tylko nie więcej nad starą jego kwaterę, dwie izdebki w oficynie do żywota dano — i z tego byłby szczęśliwym; ale nawet takiej emerytury spodziewać się nie mógł. — W dodatku, gdyby mu pozwolono po staremu polować na kaczki i zające? — ale i to bardzo było wątpliwem — któż wie? nowy graf mógł sam być myśliwym i trzymać swoich łowczych, strzelców i t. p.
Wszystko to snuło się w głowie starego Brunaka — myślą przebiegał przeszłość lepszą i wzdychał — gdy w sieni usłyszał stąpanie i p. Ewaryst pokazał się w progu z twarzą zarumienioną, zmęczoną, pot ocierając z czoła.
Stary ciekawe oczy podniósł ku niemu.
— No — a cóż? a co?
Na to pytanie, Rzęcki odpowiedział zrazu poruszeniem rąk nie łatwem do wytłumaczenia.
Obaj milcząc patrzyli sobie długo w oczy.
— Ale tego? jakiż człowiek? — wybąknął Brunak.
Młodzieniec potarł czoło — nie łatwo było opisać człowieka, a Rzęcki nie miał w tem wprawy. Ludzie na nim robili wrażenie, które często zmieniało się bardzo, z małych zewnętrznych oznak wnioskować nie miał odwagi.
— Licho go wie! — mruknął po namyśle.
— Otóż masz! — kwaśno odparł stary. — Oto go masz... Był u niego, gadał z nim, mościdzieju tego — i nie umie powiedzieć jaki człowiek... toć to się zaraz wie!
— Pan Brunak może spojrzawszy i zagadawszy wiesz odrazu co zacz... rzekł Ewaryst — ja nie mam tej zarozumiałości, abym z wejrzenia dekretował. — Licho go wie! Człowiek niepozorny, mówi mało — kilka pytań mi zadał i słuchał... Ani hardym, ani złym się nie zdaje — ale na pana nie wygląda...
I jeszcze raz zadumany Ewaryst powtórzył:
— Licho go wie!
Brunak trochę pomilczał...
— Ale bo, tego, odezwał się spluwając, coś zawsze więcej moglibyście mi o nim powiedzieć... Jak ci się podobał? Jak wnosisz — rozum ma, czy — tego?...
Kategorycznie postawione pytanie wywołało westchnienie z piersi Rzęckiego... Tarł czoło...
— Otóż ja panu Brunakowi powiem — odezwał się po namyśle, zebrawszy na definicję. — Prędzejbym go sądził dobrym niż złym, ale, jak to u nas nazywają — niuńką. — Nie widać aby się bardzo cieszył ze spadku... twarz prawie smutna... zdaje się dosyć obojętny.
Kto go wie co tam w nim siedzi.
— No i tego — spytał Brunak — nie transpirowało co względem nas dawnych nieboszczki oficjalistów; nie wygadał się z czem? nie badał?
— Mnie tylko spytał o mnie — odparł Rzęcki. — Powiedziałem mu, żem był do różnych posług używany, kiwnął głową, bąknął coś jeszcze i na tem się skończyło.
— Nie dał odprawy?
— Nie — skłonił mi się grzecznie i na tem koniec..
— O! to kiepsko! — zawołał Brunak. — Ten ukłon to jak abszyt!
Ewaryst się rozśmiał.
— No — a ja go inaczej rozumiem — odparł. — Nic pewnie postanowionego nie ma, ludzi z sobą oprócz kamerdynera nie przywiózł, więc się bez nich nie obejdzie.
Brunak głową potrząsał.
— Da się to widzieć — zamruczał. — Nie wspomniał co o testamencie?
— Ale gdzież zaś mnie by miał o niego pytać! — rzekł Ewaryst. — Zapomniałem jednego szczegółu. — Oto, na odchodnem, gdy mi się ukłonił i miałem za drzwi wychodzić, ośmieliłem się go wręcz spytać, czy mogę mu na co być potrzebnym lub mam się gdzieindziej starać o pomieszczenie.
Brunak wstał ze stołka.
— A on co na to?
— Popatrzał na mnie z jakiemś wahaniem się, poszedł do stolika, wziął jakąś książeczkę z notatkami, poszukał w niej czegoś i dopiero mi odpowiedział.
— Ale cóż waćpanu tak pilno! Poczekaj, aż się rozpatrzę. Niewiadomo jak się urządzimy, ja nie pokrzywdzę nikogo...
— Powiedział, że nie pokrzywdzi nikogo? — rękę podnosząc do góry — zawołał Brunak. Suponuje tedy, że... my go posądzamy...
Zadumał się stary.
— Kto go wie, co to znaczy! — zakończył spluwając — albo to dobry znak, albo zły bardzo...
Machnął ręką.
— Co ma być niech będzie! — dodał — i siadł znowu na stołku.
Zaczęli tedy wyliczać kogo wezwano do pana grafa, usiłując i z tego jakieś wyciągać wnioski.