Przejdź do zawartości

Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No199 4K.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trzeba było przerabiać, godziny płynęły lotem błyskawicy. Znużenie dawało się czuć, a gra wymagała siły i energii. — Próba też wypadła mniéj szczęśliwie niż pierwsza. Dawison poczuł w sercu obawę o ten wieczór stanowczy. Muzyka go myliła... bałamuciła... Dwóch prób też dla początkującego za mało było. Ale cóż miał począć, alea jacta, cofnąć się niepodobna.
— Ach, jakżem życzył, żeby ta straszna chwila już minęła! — powiedział późniéj.
Kudlicz, dosyć despotyczny i niecierpiący sprzeciwiania się, uczynił na próbie kilka uwag co do postawy i ruchów. Dawison odpowiedział, że tak jak grał, było mu łatwiéj i zręczniéj. Stary się uraził.
— Otoż to — zawołał, — otoż to młodziki! Jabym mu rad ułatwić, a on mi robi swoje uwagi. Na pierwszéj próbie jest w życiu i już sam sobie chce radzić!?
Szczęściem jakoś przeprosiwszy go, uchodził. — Wieczór był pełen trwogi. Komorowski, dosyć życzliwy Dawisonowi, pozwolił mu się ubierać u siebie. Towarzystwo to ukołysało go nieco, obawiał się tylko opóźnić z ubraniem; było już w pół do siódméj.
W garderobie ogólnéj dopełnił młody artysta czego mu brakło do ubioru, i wyszedł za kulisy z bijącém sercem. Ktoś mu podał przyjazną ręką szklankę wody, ta go orzeźwiła i ochłodziła. Nastawił ucha; ostatnie słowa dochodzą ze sceny, oto chwila...
— Wzniosłem oczy do nieba — powiada Dawison, — zebrałem całą siłę ducha i wyszedłem na scenę dosyć śmiało.
Nie byłem tak bardzo przerażony, jak przeczuwałem, że będę.
Z razu począł mówić cicho. Poczciwy Jastrzębski, przechodząc, nieznacznie szepcze mu:
— Dobrze, dobrze, ale głośniéj, głośniéj!
To dodało otuchy; począł mówić głośniéj...
Pierwszy akt odegrany został szczęśliwie, lecz Dawison zszedł z desek niezadowolony z siebie.
Sam przyznawał późniéj, iż najwięcéj winien był nieoszacowanéj pani Halpertowéj. Przez całe widowisko wspierała go wzrokiem, słowem, trzymała go za rękę, nie puszczając, i ile razy uczuła, że się mieszał, ściskała ją