Strona:PL JI Kraszewski Czarna polewka from Dziennik Literacki Y 1868 No 4 page 53 part 2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bez zbytniego stroju, ubrana skromnie, śliczna. Tylko to już nie było ono dziewczę śmiałe, raźne, nieznające świata i bólu, ale kobieta co cierpiała, uspokoiła się i modliła. Była równie piękną, a cień smutku jakby jakąś mgłą ją okrywał.
Gdy lokaj oznajmił gościa, ledwie ucho jej chwyciło imię, uciekać chciała, zapłoniła się, drżała. Wzrok siostry i mój ją powstrzymał. Kasztelanic wszedł niezbyt śmiały, bez widocznego przestrachu; przywitał się, i tak jakoś mądrze wykręcił, ze siadł przy pannie Wiktorji.
Jak tylko Kasztelanowa to zobaczyła, wrócił jej impet dawny i poczęła ze mną żwawą, głośną rozmowę, tak że co się po za nami działo, anim mógł słyszeć ani się domyśleć... Tylko w oczach gospodyni czytałem jak w zwierciedle wrażenie dobre, a gdyśmy się żegnali, po twarzy Wici poznałem uspokojenie i jakby rozpromienienie szczęścia — przybyło mi apetytu na kurczęta, humoru do zabawy.
Padliśmy na wesołe towarzystwo w Alejach i do wieczora dokazywało się aż miło.
— Ej byłyż to czasy, były! jakich wy nie znacie — mówił rotmistrz wzdychając. — Była w nich nadzieja! było życie, była siła... Dużo złego, zapewne, lekkomyślności wiele, ale serca podostatek, lub do zbytku. Tośmy teraz stracili, jeno łupiny zostały. Jeszcze gdy Polakami być chcemy, serdeczni być musim, ale zajrzeć pod skorupę tę, plewy i otrębie. Zjadła bieda to serce wielkie, którem cała przeszłość żyła, (bośmy tam nigdy rozumem zbytnim nie zgrzeszyli), ale to serce i oczy miało i instynkt i potęgę... starczyło za wszystko!!
Dziś rozumu dużo i wielki... a no nie starczy za to co ono robiło, sili się w pługu, a rola odłogiem... A trzebać choć w rozum wierzyć i nabywać go co najwięcej, bo drugiego takiego serca mieć nie będziemy.
Było nas tam na zabawie wszelkiego ludu, z wszystkich końców Polski. Trzeba było widzieć jak się to już bratało. Szlachta, mieszczanie i wielkie pany i przybłędy takie, co się człek zakrztusił nim nazwisko wymówił. Wiało coś na nas tem kochaniem takiem, jakby mówiło że w niem zbawienie... a szatan dmuchał szyderstwo i nienawiść...
Kasztelanicam jeszcze więcej ukochał niż kiedy, bom poznał co to był za człowiek i jak go też świat cenił a poważał. Z obejścia się z nim widać było na co zasłużył. Ludzie się do niego cisnęli wszelkiego autoramentu; dla każdego miał dobre słowo, uśmiech i niewymuszone przyjęcie, w którem Kasztelanica nie było widać a człowieka.
Od tych kurcząt łatwiuteńko przyszło do kieliszka, wszakże zbytku nie było, podweseliliśmy się tylko, rozmowa się poczęła o koniach, o jeżdżeniu, zjawiły się szkapy, — w dobrym humorze sadziliśmy potem przez rowy i płoty, i już pod wieczór znalazłem się sam niewiem jak znowu u Kasztelanica, który nie mógł się wydziękować, żem mu drzwi do domu, w którym Wicia mieszkała, otworzył.