Strona:PL JI Kraszewski Czarna polewka from Dziennik Literacki Y 1868 No 3 page 37 part 2.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A ciszej dodał:
— Przebacz mi pani...
Wziął ją za rękę drżącą i pocałował. Wstał, poszedł do zafrasowanego Cześnika i z nim także począł się żegnać. Cześnik ledwie mógł mówić. Wojewodzicowa wiedząc co się święci, porwała mnie do sieni.
— Sebastjanie, na miłość Bożą, mów mu niech jutro nie jedzie. Ja biorę na siebie że się wszystko naprawi. Wicia już żałuje tego co zrobiła.
— Kochana kuzynko — rzekłem — będę się starał spełnić twój rozkaz, ale za skutek nie ręczę. Powiem szczerze, gdybym był na jego miejscu, ja, odjechałbym pewnie i więcej nie wrócił.
— I zrobiłbyś największe głupstwo w świecie, przez dumkę — zawołała ona — nie dajże mu go popełnić.
Gdy Cześnik wstrzymywał jeszcze Kasztelanica, Wojewodzicowa już w ganku prowadziła winowajcę, Wicię.
— Cóżeś ty najlepszego zrobiła! coś zrobiła! — zawołała ręce łamiąc — Widzisz teraz sama.
— Widzę, widzę — odparła Wiktorja — ale za późno. Chciał mnie podejść czy co, otóż ma za swoje.
— On ma! ale ty! ty tracisz takiego człowieka.
Wicia łkając odpowiedziała:
— To się inny znajdzie.
Nie chciała się biedna przyznać do tego, że jej okrutnie żal było czarnej polewki.
— Ale on nie pojedzie... — dodała po cichu.
— Będziemy się o to starać! — szepnęła Wojewodzicowa — tylko nie wiem czy się uda.
Jeszcześmy stali wszyscy w ganku, gdy Kasztelanic wyszedł przyprowadzony przez Cześnika, pożegnał bardzo krótko Wojewodzicowę, Wicię i szedł do oficyn.
Ja na dany znak za nim. Czuł mnie przy sobie, ale słowa nie rzekł.
Weszliśmy do jego pokoju. Teodor kamerdyner jak zwykle stał przy drzwiach, tęskny i smętny. W progu już Kasztelanic mu rękę na ramieniu położył i szepnął do ucha:
— Konie... za godzinę...
Teodor myślał że mu się przysłyszało.
— Ale noc... choć oczy wykol.
— Konie za godzinę! — powtórzył Kasztelanic.
— I nie wiem czy furman...
— Konie za godzinę! — jeszcze raz dobitnie rzekł Kasztelanic i odwrócił się — Teodor wyszedł.




Dopiero tedy ja przystąpiłem jako poseł z perswazjami, słyszałem jak go o to prosiła Wicia sama, Cześnik, powtórzyłem Wojewodzicowej żądanie.... milczał twardo.
— Słuchaj — odezwał się wreście — wzywam cię na szlacheckie verbum, cobyś zrobił na mojem miejscu?
Splątałem się, nie było co odpowiedzieć.
— No — dodał — co tobie nie miło, drugiemu nie życz. Mówić nie ma o czem, jadę. Podobała mi się panna Wiktorja, ale gdybym z miłości dla niej miał umrzeć, nieszczęśliwą jej nie uczynię, gwałtem się ręki dobijać nie będę. Byłaby to podłość, nikczemność...
— Pozwólcie sobie powiedzieć, że nie kochacie jej!
Oburzył się na to.
— Takie to macie wyobrażenie o miłości? — zapytał — to się u was nazywa nią brzydka namiętność, która dla do-