Strona:PL JI Kraszewski Czarna polewka from Dziennik Literacki Y 1868 No 1 page 2 part 1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
CZARNA POLEWKA
Z OPOWIADAŃ ROTMISTRZA KAWALERJI NARODOWEJ
SPISANE
PRZEZ
J. I. KRASZEWSKIEGO.

Rotmistrz Kaniowa imieniem Sebastjan, bo my wszyscy Kaniowy chętnie to imię dla pamięci prapradziadka nosimy — był mężczyzną wzrostu niemal olbrzymiego, mimo lat siedemdziesięciu kilku trzymał się prosto, wedle przysłowia jakby kij połknął, i budową ciała wzbudzał podziwienie i uszanowanie. Niegdyś być to musiał bardzo piękny mężczyzna, a mimo siwizny i teraz jeszcze wyglądał pięknie, świeżo, rumiano, choć mu już fałdy i marszczki twarz jakby siatką pokryły. Czoło miał wyniosłe, włosów nie wiele w tył zarzuconych, a wąs, wąs... opisać wąsa nie potrafię. Lękałbym się aby mnie o przesadę nie posądzono. Prawda że rotmistrz go pieścił, kochał, że się nim chlubił, że koło niego chodził jak koło dziecka najmilszego, ale co też to był za wąs! Jaki wzrost, bujność, jaka forma artystyczna, jaka linja, co za wygięcia, rzekłbyś istoty żywej która się czuje piękną i podobać pragnie! Z całej niegdyś zuchowatej męzkiej piękności, został mu ten wąs, młody jeszcze... rzekłbyś wesoły... Rotmistrz umiał go pokręcać, a obejście się jego z nim najlepszą było oznaką humoru... kiedy go zbytnio szarpał, już mu się niebezpiecznie było narażać...
Rotmistrz Kaniowa jako krewny rezydował u dziadka na respekcie, ale go musiano szanować, bo sobie chybić nie dał. Zdawało się iż po troszę łaskę czynił, gdy dom swoją bytnością zaszczycał. Osobliwsza rzecz, nie był dumny, w sercu dobry i usłużny, ale najmniejsza oznaka lekceważenia oburzała go tak, że gotów był na awanturę. Nie było to w nim, jak się często trafia, uczuciem chorobliwem, ani tą bezmierną draźliwością, która się lada czego czepia, aby potem uznając winę, przepraszać musiała za porywczość. Rotmistrz miał takt doskonały, uczucie pewne, darmo waśni nie szukał, ale płazem najmniej wyraźnej intencji dotknięcia nie przepuścił.
Wychowanie jego podobnem było do innych owego wieku niezamożnej szlachty, trochę szkół, nawet nieco palestry, potem służba wojskowa i ów żywot szlachecki, który sam był szkołą najlepszą. Dodajmy że czytać lubił bardzo a czytał nie jak dziś czytają, per dominum pstrum, aby książkę przelecieć po wierzchu, powoli i przetrawiając dobrze to, do czego się wziął.
Uczonym nie był, ale też do tego najmniejszej nie miał pretensji, sam się prostaczkiem zowiąc, wszelako tak zdrowego rozsądku i pojęcia zdrowego trudno. Miał i ten przymiot o który dziś najtrudniej — bo go prawie nie widać — iż wyższość wszelką uznawał, cenił i nie stawał do niej plecami i wzgardą, zazdrośliwie, ale z ciekawością i współczuciem.