Strona:PL JI Kraszewski Bajka o gacku dla starych i młodych dzieci Kurjer Codzienny 1887 No 130 part1.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
BAJKA O GACKU
dla starych i młodych dzieci.
PRZEZ
J. I. Kraszewskiego.[1]



Biedne to było chłopię ten Gacek!
Nie można wiedzieć nawet dla czego tak brzydko ludzie go nazwali — a chłopak był bardzo biedny.
W małej wiosczynie koło Prądnika, matuś jego w komornem mieszkała, wdową była i ubogą. Chodziła na cudzy zagon, zarabiając grosz w pocie czoła dla jedynaka.
Jednego też go na świecie miała, tego Gacka biednego, nikt nie wiedział, ani zkąd przyszła, ani kto mężem jej był, ani gdzie wprzódy żyła. Z zapłakanemi oczyma i dziecięciem na ręku, blada, zmizerowana, przybyła do wsi, jak o miłosierdzie w komorne się prosząc.
Musiała od chaty do chaty niemal całą wioskę przejść, nadaremnie. Gdzie przyszła tylko, gdy zobaczono dziecię na ręku, twarz jej bladą, cerę żółtą, każdy się wymawiał, że nie ma miejsca i w komorne nie przyjmuje.
— Jeszcze to, uchowaj Boże, rozchoruje się, a zemrze i biedy naprowadzi — szeptali gospodarze.
Całego mienia miała w prześcieradle zawiązanej trochę odzieży. Widać było po niej znękanie drogą, niedostatkiem i smutkiem ciężkim. Żadne się jej serce nie ulitowało, kobiety ruszały głowami, mężczyzni się oglądali, ramionami potrząsając, psy jak za żebraczką ujadały, odwrót jej przeprowadzając.
Już jej siły prawie ustawały, siadła pod płotem, położyła węzełek przy sobie, dziecko przytuliła — i płakała. Przechodził właśnie stary Grzegórz, co go nazywali we wsi Niezdarą — stanął i przypatrywać się jej począł. Biedna kobieta litość obudzała, a z twarzy jej widać było, że niegdyś musiała być bardzo śliczną i nie wiek ją zmienił, ale niedola. Rysy jeszcze miała piękne, a oczy wypłakane, twarz zżółkłą i usta zapadłe z boleści. Chłopak też na jej rękach wyglądał nędznie — ale spokojny siedział i tylko się jej za szyję trzymał.
Niezdara stanąwszy, spytał jej — dokąd idzie?
— Komornego szukam — odpowiedziała słabym głosem kobieta — odsłużyłabym i odrobiła, aby gdzie kątek i przytulisko!
Łzy jej mowę przerwały.
Niezdara, jak zawsze, prędki był do dobrego i do złego, nie wiele myśląc odezwał się:
— A chodźcie-no za mną! Zobaczymy, kąt się znaleźć może.
W istocie, chata była przestronna, ale Niezdara w niej nie sam, miał dwu synów żonatych, dwie synowe, co się ciągle z sobą kłóciły, ba i parobka jeszcze i kilkoro wnucząt...
Poprowadził za sobą komornicę, a doszedłszy do domu, kazał jej u płota przy wrotach zostać, póki ze swemi niepogada. W chacie pracowita kobieta bardzo by się była zdała, bo synowe przekomarzając się sobie, mało co robiły. Kłóciły się o mężów, o dzieci, o garnki, a obie rade były nie wiele robić.
Stary Niezdara, choć niby jeszcze gospodarzem był i ojciec synom, a no nie wiele mógł... nie słuchali go i wydziwiali nań... władza mu się z rąk wymykała; czem głośniej mówił: jam tu pan! tem mniej słuchać go chciano.
Kobieta stała u płota, a w chacie zrobił się harmider okrutny, aż strach ją wziął, że chciała by była precz iść — a no dokąd! Nie rychło wyszedł Niezdara i komornicę wprowadził. — Jak do tego doszedł, jemu i Bogu było wiadomo. Dosyć, że jej w alkierzu dano kątek i ot tak się życie nowe, a ciężkie poczęło. Spadła na biedną najtwardsza robota, stała się popychadłem w domu, zrobiła wszystko w milczeniu. Dzieciak nikomu w drogę nie właził, nawykły był sam godzinami siedzieć w kącie, na starej sukmanie i lada trzaskami się zabawiać, głosu z ust nie puszczając.
A no i z tem bieda była — bo dzieci gwałtem do zabawy go ciągnęły, a wyciągnąwszy tłukły go, biły i znęcały się... Gdy się chował do kąta, wydziwiano, gdy poszedł posłuszny, zawsze coś oberwał. Najczęściej więc chował się do alkierza na starą sukmanę i sam jeden sobie trzaski układał, budował z nich, lub naciągnąwszy nitki, udawał że gra na skrzypeczce. To była najmilsza jego zabawka.

Komornica milcząca, spokojna, zahukana, którą

  1. Bajkę tę wyjmujemy z niewydanej dotychczas pracy J. I. Kraszewskiego „Zimą u komina“. (Własność firmy Gebethner i Wolff).