Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 63 Ł 1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W jednéj z piérwszych przechadzek po Saskim Ogrodzie senatorowa, sparta na ręku Olesi, spotkała Lutka, który pozdrowił, rumieniąc się, swą dobrą znajomą.
Zapytana o niego, Kurszanka opowiedziała, co wiedziała, i przypomniała grę jego w amatorskim teatrze, a choć się Olesi zdawało może, iż z sympatyą dla Pawłowicza się nie zdradzi, zbyt żywo i wiele mówiła o nim, ażeby to nie zwróciło uwagi opiekunki.
Lutek i z gry i z powierzchowności się jéj podobał, był on właśnie typem młodzieńca, jaki lubiła pani senatorowa.
— Gdy się jeszcze raz spotkamy — odezwała się do Olesi — przemów do niego i zaprezentuj mi. Pewna jestem, że się w tobie kocha.
Olesia poruszyła ramionami.
— Chłopak, choć mieszczanin, syn kupca, ale ma być majętny — rzekła — na coby mu się przydało wziąć taką ubogą, a w domach arystokratycznych wychowaną dziewczynę? Przytém to taki jeszcze młokos, że ja z mojemi piętnastu latami jestem od niego starszą. Matusia go wypieściła, a jak się kochają!
Senatorowa się zamyśliła.
— Mój Boże, nie mogłaś mi go pochwalić więcéj jak tém słowem. Miłość to dziś rzecz tak rzadka, że jéj nawet między rodzicami i dziećmi znaléźć trudno. Matka i on muszą być bardzo, bardzo poczciwi. Tém więcéj pragnę go poznać.
Jednego dnia, gdy Lutek się przesuwał, może nie bez myśli krążąc po Saskim Ogrodzie, Olesia go słowem przywitała i, gdy się zatrzymał, zaprezentowała go pani senatorowéj. Zaczęła się rozmowa, usiedli na poblizkiéj ławce.
Lutek, gdy się do niego zbliżyła, jeszcze się sympatyczniejszym wydał senatorowéj.
Mówiono o wszystkiém i o niczém, przypatrując się sobie wzajemnie. Olesia dnia tego była w usposobieniu szczególném, szczebiotliwa, wesoła, a że Ogród Saski i przechodzący dostarczali tematów, zabawiała swą opiekunkę, która czasem jéj klapsy dawała, gdy nadto się stawała złośliwą, ożywiała Lutka, i czas na ławeczce spędzony przeszedł jak błyskawica.
Gdy wstawać i rozejść się mieli, senatorowa zwróciła się do Lutka.
— Ponieważ, jako grzeczny kawaler, zechcesz mnie waćpan zapewne odwiedzić, a pod pozorem uszanowania dla staréj, zajrzéć w oczy temu trzpiotowi, odprowadźże nas do mieszkania na Nowy Świat, abyś wiedział, gdzie nas szukać.
Uszczęśliwiony Lutek naturalnie poszedł z niemi.
Za każdym razem, powracając do domu, zwykł się był spowiadać przed matusią, jeżeli mu się coś trafiło. Weszło to w zwyczaj, nie miał dla niéj tajemnic.
I teraz począł zaraz chwalić się znajomością zrobioną z senatorową Lubicką za pomocą Olesi, odprowadzeniem jéj do domu, zaproszeniem.
Trafiło się, iż Pawłowiczowa słyszała dadawniéj o téj pani, wiedziała coś z jéj życia, przypomniała sobie i z kolei zaczęła Lutkowi o niéj stare opowiadać dzieje, malując ją z bar-